Lubię być kobietą. Z całym błogosławieństwem i przekleństwem przypisanymi mojej naturze, z szalejącymi hormonami, fochami ni z tego ni z owego i urokiem osobistym, który można czasem wykorzystać w niecnych celach. Lubię też kobiety. Już widzę te uśmiechy szydercze ... niestety, zawiodę Was moi drodzy. Nie w sposób, który roi się w chorych umysłach, żądnych sensacji i taniej podniety. Lubię kobiety za to, że potrafią robić kilka rzeczy na raz, nie poddają się i walczą do końca, wykorzystują wszystkie możliwości, aby ich świat, a przede wszystkim świat ich najbliższych był lepszy, jaśniejszy i weselszy. Kobiety potrafią, nie tylko imponować wewnętrzną siłą, umiejętnościami organizacyjnymi, twardym charakterem, ale z wrodzonym wyczuciem i smakiem korzystają ze swoich atrybutów, udowadniając, że kobiecość to coś pięknego i niepowtarzalnego. Ale nie będę dzisiaj pisać peanów na cześć nas, kobiet, matek, żon, przyjaciółek, sióstr, itd. Nie będę z podziwem wychwalać tych, które zmagaj...
Zapiski różnej treści o tym, co mnie bezpośrednio dotyczy, zachwyca, porusza, niesie natchnienie, daje radość, ale także frustruje, denerwuje i uwiera.