Wczoraj dostałam maila i takie oto słowa ukazały się moim oczom: "Przeczytałam Pani wiersze i jestem zasmucona, mało w nich radości, dużo pesymizmu, a przecież jest Pani wspaniałą dziewczyną, urodziwą, córeczka jest śliczna, jest pani młoda/ bardzo zazdroszczę/ dlatego proszę o wiersz pełen dobrych myśli, całe te trudne życie przed Panią, jutro będzie TEN DOBRY DZIEŃ!!" Ich autorka (Pani Danusiu, dziękuję za temat do kolejnego wpisu i jednocześnie przepraszam za posiłkowanie się Pani słowami) poruszyła dosyć osobliwy aspekt: jak postrzegają mnie Ci, którzy czytają moje wpisy, a zwłaszcza te, w których pokazuję moją liryczną naturę? Pomijam tu kwestie urodziwości (rzecz gustu) młodości (mam już swoje lata) i posiadania ślicznej córeczki (to oczywista oczywistość), ale skupiłam się na obrazie mojej osoby, który chcąc czy nie chcąc, tworzy się w głowach odbiorców moich tekstów. Przyjrzałam się tym moim wierszom okiem potencjalne...
Zapiski różnej treści o tym, co mnie bezpośrednio dotyczy, zachwyca, porusza, niesie natchnienie, daje radość, ale także frustruje, denerwuje i uwiera.