Przejdź do głównej zawartości

Bycie w niebycie

Ten listad jest inny... Inny był wrzesień z całym jego porządkiem, inny październik, mimo tak samo spadających liści. Inne są te wszystkie minuty, godziny i dni bez Bartka obok. Oswajam się z tym, że rano wyciągam tylko dwa kubki - w jednym kakao dla Dobrochny, a w drugim kawa dla mnie. Kilka razy, z rozpędu, z przyzwyczajenia, stawiałam trzy... Przyzwyczajam się do wychodzenia z domu bez wspólnego przytulenia, bez "kupy mięcha", jak to mówił Bartek. Wiem, że po powrocie nie będzie już na mnie czekał w przedpokoju, że w kuchni nie będzie stał kubek z gorącą kawą,  i nie usłyszę już z jego ust pytania o to, jak minął dzień. Nie ma już tych drobnych gestów, czynności, które stanowiły porządek dnia. Nie ma tych stałych elementów, które tworzyły naszą historię.  Nie ma go. I wszystko jest inne. Mieszkanie, codzienny porządek, nawet pies zachowuje się spokojniej i czasem, kiedy widzi w oddali postać przypominającą Bartka, merda wesoło ogonem i chce podbiec, przywitać się i polizać po twarzy. Staram się oswoić tą inność. Samej byłoby mi cholernie trudno. Ale wiem, czuję i widzę, że mam wokoło siebie wspaniałych ludzi, którym chciałabym z całego serca teraz i w tym miejscu podziękować. Tacie, który zrobił najtrudniejszą rzecz - znalazł Bartka i musiał mi powiedzieć o tym co się stało, mamie, która nie mogąc być przy mnie, wspierała z całych sił, rodzicom Bartka za siłę i spokój, braciom za to, że rzucili wszystkie obowiązki i przyjechali, aby mnie wspierać i pomagać, siostrze, która sprawiła, że w tych trudnych chwilach Dobrusia nie była sama.  Bratu Bartka i jego żonie Kasi za pomoc i sprawienie, że moja córka miała cudowne zakończenie wakacji, Karolinie za rozmowę, dzięki której jakoś ogarnęłam zawieruchę emocjonalną, Madzi mojej kochanej za to, że znalazła chwilę by mnie wesprzeć i tym wszystkim, którzy pomogli mi nie tylko wsparciem, dobrym słowem i obecnością. Bez Was byłoby mi o wiele trudniej być w tym niebycie. Ale chciałabym też podziękować mojej córce, która okazała niezwykłą dojrzałość i mądrość, która potrafiła oddzielić obraz prawdziwego, kochającego ojca, od tego, którego opanowała choroba. Dzięki niej pojęłam i łatwiej zaakceptowałam fakt, że śmierć Bartka była konsekwencją choroby, na którą zabrakło lekarstwa.
Nie jest łatwo tu być. Dużo rzeczy wykonuję automatycznie, z przyzwyczajenia,  zaklinając rzeczywistość i nie dając wiary w to, że moje życie się zmieniło. Ale przychodzą takie chwile, że  świadomość zmian, które zaszły, poraża mnie, uderza prosto w policzek i, paradoksalnie, każe iść do przodu. Show must go on. Wiem o tym i nie chowam się w czterech ścianach, nie tkwię w stanie permanentnego smutku epatując nim na każdym kroku. W moim sercu zawsze będą gościły tęsknota za Bartkiem, żal, że nie zestarzejemy się razem, patrząc jak nasza córka dorasta i idzie własną drogą i ten smutek, który gdzieś tam zawsze będzie w moich oczach. Tego nie zmienię. Ale nie będę uciekać przed życiem i tym, co przyniesie. Nie schowam się przed ludźmi, nie zmienię się w pustelniczkę, albo zrzędliwą matronę w czerni. Będę żyć najlepiej jak umiem, tak aby Bartek, patrzący gdzieś tam z nieboskłonu, był ze mnie dumny i uśmiechał się pod nosem.
Każdego dnia patrzę na jego zdjęcie. "Masz misję, mój drogi- codziennie mu przypominam - tam na górze widzisz więcej, więc nam pomagaj i chroń nas, tak jakbyś był obok". I wierzę, że tak jest. Bo ja, po tym co się stało,  nie obraziłam się ani na Bartka, ani na śmierć, ani na życie. Jestem. Trwam. Składam świat na nowo. Pamiętam i zawsze będę o nim pamiętać. Ale muszę też tę  inność, obcość i pustkę oswoić i na swój sposób polubić, aby pewnego dnia  mogły zamienić się w zwykłą, dobrą i spokojną codzienność.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sześć lat później

Tego dnia nie zapomnę nigdy. I o tej porze roku, już zawsze będę wracać do momentu, w którym zmieniło się wszystko. Nie wymarzę wspomnień, chociaż o wielu rzeczach chciałabym zapomnieć. Nie odetnę się od tego, co było, bo to część mnie... I pamiętam każdego dnia o wielkiej miłości, której dane mi było doświadczyć, o miłości, której nic ani nikt nie zastąpi. *** wszystko mija tylko ta tęsknota wraca nieproszona toczy się łzą po policzku  wyziera z wyblakłego dnia oprósza szarością wschód słońca jestem tu nadal bez ciebie niczym ptak śniący o nieboskłonie niczym ptak w klatce *** szukam ciebie zadzieram głowę podnoszę wzrok ku niebu krzykiem wołam do ciebie gdzie jesteś dlaczego słyszę tylko ciszę chcę cię czuć przy sobie potrzebuję twojego ramienia niech odgrodzi mnie  od pustki mego serca czy spoglądasz na moją nieudolną  próbę trwania nie słyszę nie czuję nie widzę  ciebie nie chcę żeby nie było niczego *** nie znam zaklęcia które mogłoby zawrócić czas nie mam mocy ...

Pozwolić listopadowi być listopadem

Jako że listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy i wolałabym albo go przespać w wygodnym łóżku, albo wyjechać do jakiegoś skąpanego w słońcu i cieple zakątka świata, moja aktywność życiowa spada w tym czasie do minimum. Ograniczam się do wykonywania niezbędnych czynności, bez niepotrzebnych zrywów, gwałtownych ruchów, radykalnyh zmian i bez entuzjazmu. Po prostu wegetuję. Taki czas... Nie wiem czy wpływ ma na to fakt, że wychodząc z domu do pracy jest jeszcze ciemno, a wracając  już się zmierzcha, a listopadowe dni składają się tylko z pobudki i zasypiania? Czy może to ogólny marazm, wchodzenie w stan zimowania świata przyrody czy po prostu jakieś zmęczenie? Stwierdzam, że nie lubię listopada w tym roku i już. Po prostu.  Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Naprawdę. Rozpalałam świece zapachowe, ale przyprawiały mnie o senność i ból głowy. A poza tym szybkość ich wypalania, nie szła w parze z szybkością uzupełniania zasobów, więc na dłuższą metę mało to ekonomiczny spos...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...