Od najmłodszych lat wychowano mnie w tym przekonaniu, że celem kobiety powinno być zamążpójście, a potem pełnienie roli dobrej żony, doskonałej matki i perfekcyjnej pani domu - z całym wachlarzem oferowanych usług, począwszy od kucharki, poprzez sprzątaczkę i pielęgniarkę, a na kochance kończąc. Ale na szczęście żyję w takich czasach, że kobieta może decydować o tym, co chce robić, kiedy i z kim.
Może iść na całonocną imprezę, nawet na męski striptease, używać niecenzuralnych słów, śmiać się głośno, zaciągać się mocno życiem i czerpać z niego pełnymi garściami bez oglądania się na to, co powiedzą inni. Może i robi to. Zamienia mopa, fartuch i wałek na elegancką torebkę, laptop i telefon...i biegnie zdobywać świat, rozpychać się łokciami, walczyć o swoje i udowadniać, że jest tak samo silna jak mężczyźni wokół niej. Sprawdza się w wieku dziedzinach, które jeszcze tak niedawno były zarezerwowane tylko dla męskiego grona. Bierze na swe, i tak już rozbudowane bary, macierzyństwo, pilnowanie ogniska domowego, ale także remonty, naprawy, wizyty u mechaników i utrzymanie domu, spychając faceta wraz z jego przywiędłą męskością w ciemny kąt (przypominając sobie jednak czasem o jego istnieniu, kiedy ma ochotę na jakiś mały numerek). W ciągu dnia stara się udowodnić wszystkim wokół, że mężczyzna nie jest jej potrzebny, że świetnie sobie radzi z każdym problemem, że sama zrobi wszystko lepiej, szybciej i bez zbędnego filozofowania. Tylko wieczorem, kiedy nikt nie patrzy, łyka łzy z bezsilności, z braku oparcia, poczucia bezpieczeństwa i męskiego, silnego ramienia. Bo wydawało jej się, że jest taka niezależna, dzielna i samodzielna... Bo, udowadniając sobie, że jest samowystarczalna, dostrzegła w mężczyźnie słabość, nijakość, bylejakość, aseksualność i pasożytniczą naturę, które, nijak się mają do obrazu faceta, który od najmłodszych lat wpajali jej: rodzina, otoczenie, tradycja i kultura masowego przekazu. Wyobrażenie a realia rozjeżdżają się w sposób brutalny... Ale sama jest sobie winna. Super(wo)manka, Zosia- Samosia, Pani Samasobiedamradę... Odbierając mężczyźnie jego męskie obowiązki, zawłaszczając sobie coraz większe obszary aktywności, pokazując na każdym kroku, że jest , oprócz tego, że ładniejsza (to oczywista oczywistość), ale także mocniejsza psychicznie, bardziej zorganizowana i mocniej zdeterminowana, stała się zimną suką, która budzi lęk. A facet tego nie lubi, jego męskie ego kuli się, poziom testosteronu w zastraszającym tempie opada, a on sam ucieka z pola rażenia kobiecej siły, szukając schronienia w ramionach delikatnej, subtelnej i naiwnej laluni, przy której będzie mógł udowodnić swoją męskość.
Dlatego tak sobie myślę, że może czasem zrzucę kostium super-bohaterki, schowam maskę Zosi- Samosi i dam się oswoić, ujarzmić, a może nawet obdarować kwiatami... Może, raz na jakiś czas, pozwolę sobie na łagodność, czułość i delikatność, tak, aby facet obok mnie nie zapomniał, że to jednak jego natura obdarzyła jajami.
Może iść na całonocną imprezę, nawet na męski striptease, używać niecenzuralnych słów, śmiać się głośno, zaciągać się mocno życiem i czerpać z niego pełnymi garściami bez oglądania się na to, co powiedzą inni. Może i robi to. Zamienia mopa, fartuch i wałek na elegancką torebkę, laptop i telefon...i biegnie zdobywać świat, rozpychać się łokciami, walczyć o swoje i udowadniać, że jest tak samo silna jak mężczyźni wokół niej. Sprawdza się w wieku dziedzinach, które jeszcze tak niedawno były zarezerwowane tylko dla męskiego grona. Bierze na swe, i tak już rozbudowane bary, macierzyństwo, pilnowanie ogniska domowego, ale także remonty, naprawy, wizyty u mechaników i utrzymanie domu, spychając faceta wraz z jego przywiędłą męskością w ciemny kąt (przypominając sobie jednak czasem o jego istnieniu, kiedy ma ochotę na jakiś mały numerek). W ciągu dnia stara się udowodnić wszystkim wokół, że mężczyzna nie jest jej potrzebny, że świetnie sobie radzi z każdym problemem, że sama zrobi wszystko lepiej, szybciej i bez zbędnego filozofowania. Tylko wieczorem, kiedy nikt nie patrzy, łyka łzy z bezsilności, z braku oparcia, poczucia bezpieczeństwa i męskiego, silnego ramienia. Bo wydawało jej się, że jest taka niezależna, dzielna i samodzielna... Bo, udowadniając sobie, że jest samowystarczalna, dostrzegła w mężczyźnie słabość, nijakość, bylejakość, aseksualność i pasożytniczą naturę, które, nijak się mają do obrazu faceta, który od najmłodszych lat wpajali jej: rodzina, otoczenie, tradycja i kultura masowego przekazu. Wyobrażenie a realia rozjeżdżają się w sposób brutalny... Ale sama jest sobie winna. Super(wo)manka, Zosia- Samosia, Pani Samasobiedamradę... Odbierając mężczyźnie jego męskie obowiązki, zawłaszczając sobie coraz większe obszary aktywności, pokazując na każdym kroku, że jest , oprócz tego, że ładniejsza (to oczywista oczywistość), ale także mocniejsza psychicznie, bardziej zorganizowana i mocniej zdeterminowana, stała się zimną suką, która budzi lęk. A facet tego nie lubi, jego męskie ego kuli się, poziom testosteronu w zastraszającym tempie opada, a on sam ucieka z pola rażenia kobiecej siły, szukając schronienia w ramionach delikatnej, subtelnej i naiwnej laluni, przy której będzie mógł udowodnić swoją męskość.
Dlatego tak sobie myślę, że może czasem zrzucę kostium super-bohaterki, schowam maskę Zosi- Samosi i dam się oswoić, ujarzmić, a może nawet obdarować kwiatami... Może, raz na jakiś czas, pozwolę sobie na łagodność, czułość i delikatność, tak, aby facet obok mnie nie zapomniał, że to jednak jego natura obdarzyła jajami.
Komentarze