Przejdź do głównej zawartości

Jak zostałam darmową psychoterapeutką

Ostatnie tygodnie były dla mnie niezwykle intensywne pod względem emocjonalnym. Dałam się świadomie wplątać w dziwną relację polegającą na pasożytniczym potraktowaniu mojego życiowego doświadczenia, umiejętnym zmanipulowaniu i wykorzystaniu moich słabości, w celu poprawiania sobie przez kogoś samooceny i poczucia własnej wartości. Osobnik ten, wykorzystując ogólnie dostępne środki komunikacji, rozpoczął ze mną perfidną grę polegającą na otumanieniu samotnej kobiety, zbajerowaniu pięknymi słówkami i stworzeniu iluzji czegoś na kształt związku, a co tak naprawdę było jedną wielką bujdą, fantasmagorią i kaprysem niedojrzałego i egoistycznie nastawionego do świata dziecka udającego mężczyznę.
A ja, naiwna i głupia dałam się wciągnąć w to wszystko. Poddałam się czarowi słów, chociaż z tylu głowy zaświeciła mi czerwona lampka i oślepiała ostrzegawczym światłem mój rozum.  Ale on nie reagował na alarm. Przynajmniej do pewnego momentu. Dałam się omamić. Zbajerować. Zmanipulować. Dlaczego? Też się zastanawiałam przez jakiś czas. Dlaczego ja, racjonalnie podchodząca do świata kobieta po przejściach, dałam się uwieść pięknym słówkom, wyświechtanym sloganom? Dlaczego pozwoliłam komuś wpakować się w moją poukładaną codzienność i dałam dostęp do swoich uczuć, emocji i pragnień? Dlaczego zagłuszyłam umysł i pozwoliłam na to, aby rządziły mną emocje? Otóż dlatego, że czułam się cholernie samotna. Dlatego, że dawno nie czułam się kobietą. Dlatego, że nikt od dłuższego czasu nie prawił mi komplementów. Dlatego, że chciałam poczuć, że nie jestem sama, że mogę być dla kogoś ważna, że nadal jestem atrakcyjna dla kogoś i mogę się komuś podobać. Tak. Okazało się, że mam takie pragnienia. Zagłuszone przez codzienną monotonię, stłamszone w najgłębszym skrawku serca, ale są. I ktoś w kilka chwil wydobył to wszystko na pierwszy plan, by wykorzystać w sobie tylko znanym celu - mieć darmową psychoterapeutkę, która doradzi, podpowie, pocieszy i będzie pod telefonem 24 godziny na dobę. Zostałam wmanewrowana w coś, co zupełnie mnie nie dotyczyło. Wciągnięta do nie mojej bajki, nie mojej piaskownicy. Ale tak to się kończy, gdy oślepią cię emocje, gdy motyle w brzuchu robią ci sieczkę z mózgu.  Gdy chce się być wspaniałą kobietą, dla kogoś, kto nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa i którego świat kręci się tylko wokół niego. Ale na szczęście z każdym dniem narastał we mnie bunt. Przecież budowanie czegoś nowego nie może opierać się na notorycznym analizowaniu przeszłości. I wtedy doznałam olśnienia jaką pełnię funkcję w tej dziwnej relacji. W sumie nie taką najgorszą - darmowa psychoterapeutka. Ale jakże niewdzięczna to rola. Dajesz swój czas i swoje serce, a w zamian otrzymujesz listę kolejnych problemów do rozwiązania, wątpliwości do rozwiania i oczekiwań do spełnienia. Omamiona obietnicami starałam się być wyrozumiała i cierpliwa. Ale do czasu. Nie lubię, jak ktoś mną pogrywa. Nie lubię jak ktoś mną manipuluje. Nie lubię, jak ktoś robi ze mnie idiotkę. Cóż... znajomość zakończona. Darmowe usługi psychoterapeutyczne również. Koniec. Kropka. Krótka piłka. Było minęło. Nie roztrząsam tej sytuacji. Nie wracam do wspomnień, bo nie ma ani czego ani kogo wspominać. Ale jestem wdzięczna życiu za tę lekcję. Zrozumiałam, że nie mogę tłumić w sobie tego, że oprócz bycia matką jestem także kobietą. Kobietą która nie chce być sama, ale też nie będzie z pierwszym lepszym bajerantem od siedmiu boleści. Znam swoją wartość. Wiem czego chcę, a czego nigdy nie zaakceptuję. Zdałam sobie sprawę z tego, że jednak mam jaja większe i bardziej odporne na ciosy niż większość facetów. A przede wszystkim wróciłam do mojego ulubionego koloru włosów, z którym mi bardziej do twarzy, niż ze smutnym, zimnym brązem. I darmowa psychoterapia przede wszystkim zrobiła dobrze mojej osobie. Wracam do życia. Wracam do siebie. Wracam do takiej Agi, która patrzy na mnie ze zdjęć sprzed kilku lat.

Komentarze

Unknown pisze…
Jest moc w słowach. Z jednej strony lekki zawód że nic z tego frajera ale z drugiej to jednak ulga że nawet nie ma o czym mówić. Jedno jest pewne : wszystko się ułoży i tylko trzeba pamiętać że szczęście nam się należy i należy o nie wciąż zabiegać i z wyczuciem go szukać.
Dynamika myśli pisze…
Dziękuję za komentarz. Zawodu nie ma. Chyba tylko do siebie, że dałam się wciągnąć w to wszystko. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Jest dobrze.

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

I w tym oto wpisie wyjdzie ze mnie megiera, zazdrośnica i babsko wredne, które nie potrafi docenić  starań przedstawicielek płci pięknej zarówno w rzucaniu uroków na bogu ducha winnych i nieświadomych mężczyzn, ani wszelkich prób zwrócenia na siebie ich uwagi, ani nawet  kompleksowych i zmasowanych działań mających na celu uczynienia z nich potencjalnych wielbicieli, a wręcz czcicieli kobiecego piękna. Z racji tego, że matka natura poskąpiła mi filigranowej budowy ciała, wrodzonego uroku, wdzięku i subtelności, wychodząc zapewne z założenia, że limit tego typu przymiotów został wyczerpany wciągu trzech pierwszych miesięcy 1981 roku, od zawsze z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których aparycja stanowiła kwintesencję kobiecości. A uczucie to potęgowało się z chwilą, kiedy takie idealne istoty potrafiły umiejętnie rozsiewać swój czar i urok na otaczających je chłopaków. Niestety, ja tak nigdy nie miałam i przyznaję, że przemawia teraz przeze mnie frustracja i poczucie kr...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...

Moja porażka wychowawcza

Kiedy na świecie pojawiła się moja córeczka Dobrochna, oprócz wszechogarniającej radości, macierzyńskiej miłości i gotowości do trudów związanych z przeorganizowaniem dotychczasowego życia, pojawiło się dręczące pytanie o to, w jaki sposób ukształtować tą małą istotkę, aby wyrosła na mądrego człowieka, posiadającego poczucie własnej wartości, ale także mającego szacunek do innych ludzi, ich poglądów i odmienności. Przez prawie osiem rosła moja latorośl pod czujnym okiem kochających rodziców, otwartych na jej szalone pomysły, gotowych udzielić w każdej chwili ( nawet w środku nocy) odpowiedzi na pytania z każdej dziedziny nauki, nawet na te dotyczące teorii chaosu i próbujących wpoić jej podstawowe prawdy o życiu, o tym, że najważniejsza jest miłość, że trzeba ponosić konsekwencje swoich decyzji i że czasem jest trudno, ale nigdy nie wolno się poddawać. Otoczona miłością, zrozumieniem, otwartością, dopingowana, chwalona, gdy na to zasłużyła, karcona, kiedy wymagały tego okoliczności, a...