Przejdź do głównej zawartości

Przebłyski majowe

Uwielbiam ten majowy czas... Dłuższe dni, pełne, tak wyczekiwanego słońca, cudowne wieczorne spacery, rozmowy przy małym (lub jak kto woli dużym) piwie, a w perspektywie nadchodzące lato i wakacje.
Nęcący zapach letnich przygód,  wielka niewiadoma i to oczekiwanie na coś, co może przyjść wraz z upalnymi dniami i gorącymi wieczorami, sprawiają, że w mojej głowie znowu pełno liryzmu.


***
Twoje "Dobranoc",
 moje "Dzień dobry"-
słowa, co tkają nici między nami,
Coraz ich więcej...
Misterne konstrukcje słów - 
Wieże strzeliste
bez ozdobników,
Bez upiększeń - 
Czyste skrystalizowane pożądanie.
Twoje "Dobranoc",
moje "Dzień dobry" - 
magiczne klucze 
do nas samych.




***

Być obok Ciebie przez chwilkę -

To jakby dotknąć skrawka nieba,

To poczuć lekkość, która unosi ponad ziemię.
Patrzeć na Ciebie od czasu do czasu -
To jakby muśnięcie morskiej bryzy,
To jak pieszczota pierwszych promieni słońca.
 



***
Mijam Cię obojętnie-
Jakbyś nie istniał…
Ale chcę żebyś mnie pragnął,
Żebyś myślał o mnie,
Żebyś marzył…
Mijam Cię codziennie,
A za każdym razem jakby po raz pierwszy.





***
Gdy jesteś blisko udaję, że Cię nie widzę.
Gdy znikasz mi z oczu, nie mogę przestać o Tobie myśleć.
Walczę z lękiem i sama z sobą,
Żeby nie rzucić się w Twoje ramiona.


***
nie mogę nie myśleć o tobie,
twarzą w twarz siedzieliśmy,
a jednak odrębne w nas światy,
mimo spojrzeń moich ,
mimo słów rzucanych,
nigdy nie domyślisz się ,
że chodzi o Ciebie,
że myślę o Tobie
i zasypiam z Tobą
chcę żebyś wiedział...
chcę żebyś wiedział, że to ja...
ale do czego to doprowadzi?


Miłosnego maja Wam życzę ...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pozwolić listopadowi być listopadem

Jako że listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy i wolałabym albo go przespać w wygodnym łóżku, albo wyjechać do jakiegoś skąpanego w słońcu i cieple zakątka świata, moja aktywność życiowa spada w tym czasie do minimum. Ograniczam się do wykonywania niezbędnych czynności, bez niepotrzebnych zrywów, gwałtownych ruchów, radykalnyh zmian i bez entuzjazmu. Po prostu wegetuję. Taki czas... Nie wiem czy wpływ ma na to fakt, że wychodząc z domu do pracy jest jeszcze ciemno, a wracając  już się zmierzcha, a listopadowe dni składają się tylko z pobudki i zasypiania? Czy może to ogólny marazm, wchodzenie w stan zimowania świata przyrody czy po prostu jakieś zmęczenie? Stwierdzam, że nie lubię listopada w tym roku i już. Po prostu.  Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Naprawdę. Rozpalałam świece zapachowe, ale przyprawiały mnie o senność i ból głowy. A poza tym szybkość ich wypalania, nie szła w parze z szybkością uzupełniania zasobów, więc na dłuższą metę mało to ekonomiczny spos...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...

Być kokietką, być kokietką...

I w tym oto wpisie wyjdzie ze mnie megiera, zazdrośnica i babsko wredne, które nie potrafi docenić  starań przedstawicielek płci pięknej zarówno w rzucaniu uroków na bogu ducha winnych i nieświadomych mężczyzn, ani wszelkich prób zwrócenia na siebie ich uwagi, ani nawet  kompleksowych i zmasowanych działań mających na celu uczynienia z nich potencjalnych wielbicieli, a wręcz czcicieli kobiecego piękna. Z racji tego, że matka natura poskąpiła mi filigranowej budowy ciała, wrodzonego uroku, wdzięku i subtelności, wychodząc zapewne z założenia, że limit tego typu przymiotów został wyczerpany wciągu trzech pierwszych miesięcy 1981 roku, od zawsze z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których aparycja stanowiła kwintesencję kobiecości. A uczucie to potęgowało się z chwilą, kiedy takie idealne istoty potrafiły umiejętnie rozsiewać swój czar i urok na otaczających je chłopaków. Niestety, ja tak nigdy nie miałam i przyznaję, że przemawia teraz przeze mnie frustracja i poczucie kr...