Blondynka w oparach absurdu

Blondynce teoretycznie powinno być łatwiej. Nie chodzi mi o kolor włosów, który może stać się symbolem kobiecości, a tym samym wabikiem potencjalnych kandydatów na życiowego partnera. Ani o sposób bycia niektórych posiadaczek blond czupryny, czy to w wydaniu naturalnym czy też będącym efektem zabiegów koloryzacji, polegający na notorycznie stosowanej technice słodkiej idiotki, której wszystko ujdzie płazem i której każdy będzie chciał pomóc w, najbardziej nawet błahej, potyczce życiowej. Rozchodzi mi się bardziej o fakt, że są takie blondynki, które wbrew obiegowej opinii, pragną same sobie poradzić w rozplątywaniu życiowych zawijasów, które nie szukają pomocy, wsparcia czy też czegoś innego w przedstawicielach płci męskiej, które biorą na bary, to co przyniesie im los, codzienność czy też dołożą inni i które nie robią tzw. dzióbka i wielkich kocich oczu (wzorując się na pewnej postaci z pewnego filmu animowanego) pragnąc dopiąć swego. Bo, czy ktoś się z tym zgadza czy też nie, są takie twarde babki, które pod blond kopułką mają całkiem dobrze poukładane. Tylko czasem świat zaskakuje je swoimi absurdami.
Absurd pierwszy: blondynka idzie na urlop. Mityczny, niczym ląd Atlantydy, nagle jawi się w kalendarzu i kusi gorącym piaskiem, błękitnym morzem. Cały rok wyczekiwania, odliczania i planowania. I co? I pstro. Bo oto nasza blondynka nie będzie przecież dwutygodniowego urlopu tracić na bezproduktywne wylegiwanie się na jakimś piasku i taplanie się w wodzie niczym podlotek. Nasza blondynka chwyta wałek, farbę i inne akcesoria malarskie i zabiera się za domowe rewolucje. A co? Kto jej zabroni? I od rana do wieczora dwoi się i troi próbując nadać swoim czterem kątom kształt wymyślonej przez siebie koncepcji. Od rana na pełnej petardzie, a wieczorem pada bez życia. Ale to nie jest ważne. Ważne, że coś się dzieje, że każdy mięsień daje blondynce odczuć, że nie leży odłogiem, tylko działa. Wypoczynek aktywny dla zmęczonego umysłu. Hm... Może i tak, tylko po takim maratonie okazuje się, że czas wrócić za biurko na osiem godzin. I wtedy nasza blondynka przeżywa wstrząs!!! No jakże to tak?! Miała przecież odpocząć, poczytać zaległe lektury, piętrzące się w kuszącym stosunku na nocnej szafce. Miała się zrelaksować przy winku, piwku tudzież innych napojach wyskokowych. Miała, ale czas się skurczył absurdalnie i trzeba czekać kolejny rok na taki zbytek łaski jak urlop. Może w przyszłym roku blondynka zmądrzeje i wrzuci na luz? Hm... Czas pokaże.
Absurd drugi: blondynka kupuje meble. Zachciało się blondynce szafy i biurka do pokoju córki. Nowych, pachnących mebelków pasujących, do zakupionej wcześniej komody. Blondynka przygotowała się do zadania. Przewertowała internety, porównała ceny, wyczekała na promocję i wybrawszy stosowne meble, ruszyła z konkretami do salonu meblowego, aby - o naiwności! - od ręki, tudzież ewentualnie, z maksymalnie dwutygodniowym terminem realizacji, dokonać zakupu z dowozem i montażem. Ale blondynka nie wpadła na to, że wybrana przez nią szafa narożna i klasyczne, niestety nie minimalistyczne biurko, bo z szufladą i szafką, to towary nader ekstrawaganckie i na realizację tego zamówienia należy poczekać ok. 4 tygodni. Blondynka to wyrozumiała istota. Przyjęła zapewnienia miłej obsługi, że w tym terminie się wyrobią, zapłaciła z góry za te cudeńka i czekała. Czekała. Czekała. Aż minęły cztery tygodnie. Cierpliwość blondynki ma granice, a że te już były troszeczkę przekroczone, zadzwoniła, aby sprawdzić, jakiż to kataklizm stanął na drodze ku realizacji jej zakupowych planów. Okazało się, że tym kataklizmem jest sezon urlopowy i przestoje w produkcji, które sprawią, że upragnione meble dotrą - uwaga - na początku września!!! O!!! Tego było za dużo!!! Niesiona nagłym wybuchem złości i frustracji blondynka dokonała zastraszenia na niczemu przecież winnej obsłudze salonu meblowego marki A... (notabene reklamującej się ostatnio, że otwiera kolejne salony... Hm... Może lepiej niech zainwestują w więcej zakładów produkcyjnych, bo przestoje mają dłuższe niż kolejki do sklepów za komuny). Ale tego blondynce było mało. Jakaż to mściwa i okrutna istota!!! Zainterweniowała wyżej, bezpośrednio u zwierzchników tego, pożal się Boże, nieprofesjonalnego pseudo-salonu meblowego. Skutkiem takiej szaleńczej i maniakalnej wręcz furii było zapewnienie, że meble przyjadą na początku sierpnia. Sierpień już jutro, więc blondynka czeka. Ale niechże tylko ktoś lub coś nawali!!! Miejcie Niebiosa w opiece tych nieszczęsnych pracowników i tego biednego kierownika!!! Blondynka sobie zapamięta na przyszłość, żeby mebli nie kupować. Lepiej zainwestować w książki, drinki i inne przyjemności.
Absurd trzeci: blondynka spotyka obcych. Blondynka z natury dobra i miła, stara się robić, co do niej należy i wywiązywać się z powierzonych obowiązków. Ale, kiedy tak sobie pracuje, stuka w klawisze, drukuje, skanuje, odbiera telefony i prowadzi konwersacje, pojawiają się oni. Obcy. Obłędnie Beznadziejni CwaniacY. Zaczynają nadawać wiadomości w tylko ich znanym języku, próbując jednocześnie otumanić biedną blondynkę i odebrać jej rozum, energię życiową i wiarę w to, że z każdym można dojść do porozumienia. Z Obcymi nie można. Chyba, że metodą brutalną i skuteczną, ale za to niosącą ryzyko aresztu, procesu i skazania za mord i to wcale nie w afekcie. Blondynka walczy z Obcymi za pomocą argumentów, racjonalnej analizy tematu, ale to walka skazana na sromotną klęskę. Kiedy blondynka zdaje sobie z tego sprawę, jest za późno... Obcy przejmują kontrolę, a blondynka robi to, za co jej płacą. Siedzi cicho, ale to tylko pozorny spokój, cisza przed burzą... Bo blondynka planuje i czeka, aż absurdalność otoczenia stanie się ciężkostrawna dla Obcych i sami się unicestwią swoją własną bronią. 
I tak oto wygląda egzystencja blondynki w oparach absurdów. Co jej pozostaje? Albo dostosować się do dziwności tego świata i swojej własnej, poprzez znieczulające i niwelujące skutki absurdów działanie alkoholu (mało ekonomiczny sposób i taki niezdrowy, hihihi), albo być sobą i robić swoje bez względu na wszystko i wszystkich. Bo blondynkom może być łatwiej i więcej może ujść płazem, czyż nie?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

Przewrotność losu

Książkowe drogowskazy