Duma i honor

Opis sytuacji: zimowy dzień, śnieg sypie od rana, ciężki i mokry, parking pełen samochodów i jak się okazało, niebezpiecznych uskoków zakamuflowanych białą i podstępną bielą. Przez tę krainę, rodem z Alaski czy Syberii, podąża człowiek (płeć i wiek nie ma znaczenia) krokiem wyniosłym, dumnym, z głową uniesioną ponad przeciętność i nakrytą czapką z pomponem (czapka stanowi istotny element tej historii). Nieopodal, niezauważone przez nikogo, stoją dwie postacie, oddające się nikotynowemu nałogowi, które stały się świadkami spektakularnego upadku człowieka. Bo otóż, na niczego niespodziewającą się istotę w czapce sprzysięgły się jakieś czarne moce i sprawiły, że ziemia usunęła jej się spod stóp. Jakby tego było mało, usunięcie to doprowadziło do upadku, zakończonego zanurzeniem się  w olbrzymią zaspę z takim impetem, że okrycie głowy, o którym już wspomniałam, podskoczyło do góry uwolnione prawami fizyki i zgodnie z tymi samymi prawami upadło obok zaskoczonej i zaśnieżonej ofiary zimy. Obserwatorzy uśmiechnęli się do siebie, ale pragnąc pomóc nieszczęśnikowi ruszyli na ratunek. Ale nie dane im było spełnić dobrego uczynku, bo otóż ich oczom ukazała się postać dostojnie krocząca w obranym wcześniej kierunku, niezdradzająca żadnych oznak szoku, a już na pewno niedostrzegająca nawet najmniejszych symptomów komizmu sytuacyjnego. Jedynie czapa nasunięta na dumnie uniesioną głowę miała na sobie ślady bliskiego spotkania z zaśnieżoną ziemią. A postronni widzowie z zazdrością patrzyli na człowieka, który mimo złowrogich sił przyrody i wszelkim nierównościom, dumnie podążał swoją drogą nie bacząc na innych...
Przywołałam tę, niewinną zgoła, sytuację, ponieważ stanowi ona dla mnie symbol jednego ze sposobów na radzenie sobie z życiem i jego niespodziankami ( inne moje ulubione to: dystans, tzw. magia olewania i poczucie humoru - nawet to wisielcze i czarne). Nie ukrywam, że ten sposób wymaga wrodzonego poczucia wyższości, "lepszości" niczym nieuzasadnionej, politowaniem w stosunku do tych wszystkich, którzy mogą stanowić pewnego rodzaju zagrożenie, czy to pod względem inteligencji, wiedzy, doświadczenia, umiejętności czy chociażby pozycji społecznej. I tego sposobu nie pochwalam. A niestety, coraz więcej obok mnie tej pozornej dumy i honoru, wynikających z czysto egoistycznego przekonania o własnej wspaniałości. Ja rozumiem, że można być z siebie dumnym, kiedy swoją pracą, nauką i poświęceniem osiągamy coś, co stanowiło dla nas wymarzony cel. Zdaję sobie też sprawę z tego, że właśnie ci, którzy powinni pałać dumą siedzą cicho i nie naprzykrzają się innym, nie absorbują otoczenia swoim  ego. Robią swoje cicho, pokornie i z wrodzoną skromnością chowają się w cień. Jakimś cudem, nie do końca dla mnie jasnym, (ale w końcu cuda ze swojej natury są niewytłumaczalne) im bardziej ktoś jest bezczelnym, próżnym, zapatrzonym w siebie pajacem, tym wyżej nosi głowę i tym głośniej skrzeczy o swojej wspaniałości, hołdując prymityzmowi, brakowi jakichkolwiek zasad moralnych i propagując niezwykłą giętkość kręgosłupa moralnego. Ale nie ukrywajmy... tupeciarstwo i pozerstwo zawsze dobrze się miało. A jeśli do tego dodamy wianuszek wielbicieli, czekających tylko na profity z tytułu bycia w gronie uprzywilejowanych - to oczom naszym ukazuje się obraz zdeprecjonowania takich wartości jak duma i honor.
Jednak wbrew złym nastrojom i poczynaniom wokół, staram się wierzyć w to, że kiedyś duma i honor nie będą synonimami buty, arogancji, braku szacunku dla innych i poszanowania dla wysiłku, pracy i umiejętności tych, którzy nie ogłaszają wszem i wobec jacy to oni nie są zapracowani, zajęci, biegli we wszystkich naukach, obeznani z wszelkimi prawidłami i oświeceni mądrością najwyższą, pozwalającą im rozumieć, chociażby język hinduski. Staram się także przebywać z tymi, z których jestem dumna. Bo są i tacy - codziennie zmagający się ze swoimi słabościami, pokonującymi swoje ograniczenia, walczącymi o swoje marzenia, ale nie kosztem innych, tylko ciężką pracą i poświęceniem, a przede wszystkim szanujący tych wszystkich, którzy mają swoje zdanie, zasady i jasny system wartości. Ale przede wszystkim nie poddaję się presji pustosłowia, tupeciarstwa, nie łapię się na frazesy, nie daję sobie zamydlać oczu (chociaż zachowuję pozory poprawności politycznej) i nie nadstawiam drugiego policzka, powtarzając sobie codziennie: oko za oko - ząb za ząb. I nawet jak wpadnę w jakąś życiową dziurę, niekoniecznie zaśnieżoną, podniosę się, otrzepię i z dumą, ale i uśmiechem pójdę dalej w swoją stronę, nie zwracając uwagi na tych, którzy tylko czekają, żeby upokorzyć, zdeprecjonować i stłamsić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

Przewrotność losu

Książkowe drogowskazy