Iskierki

Zbliżające się święto, przypadające 1 listopada, jak co roku, wprawia mnie w melancholijno- wspomnieniowy nastrój.  Siedząc w ciepłym pokoju, z kubkiem herbaty, wsłuchuję się w tykanie wskazówek zegara i utwory Enigmy, a moje myśli krążą wokół moich najbliższych, którzy odeszli, mam nadzieję, do lepszego świata. Przywołuję w pamięci tych wszystkich, którzy swoją obecnością zaznaczyli się w  moim życiu, niosąc radość, ucząc tego, że nawet najmniejsze gesty, proste uczynki i dobre słowa są wstanie rozpromienić szary dzień. Taką osobą była moja babcia, która swoim spokojem potrafiła opanować rodzinne burze. To ona musiała zmagać się codziennie z rozplątywaniem moich długich loków i ujarzmianiem ich przed wyjściem do szkoły. Tylko ona potrafiła upiec cudownie pachnący chleb, którego smaku nie zapomnę do końca mojego życia. To właśnie babcia ratowała mój honor w szkole, kiedy musiałam wykonać szalik lub inne dziwactwa na drutach. Pomimo wielu posiadanych talentów, ten został mi poskąpiony zupełnie, a dzięki babci i jej pomocy jakoś przetrwałam zajęcia ZPT ( pokolenie '80 wie, co to za skrót) .
Do takich osób należał także mój wujek, który razem z ciocią, zabierał mnie,  małą dziewczynkę, ledwie umiejącą dreptać na własnych nóżkach, na wycieczki samochodem. Mimo choroby lokomocyjnej, ujawniającej się  zwłaszcza na trasie Sanok - Tyrawa Wołoska i wielu postojów powodowanych tą moją przypadłością, cierpliwie to znosił , a przede wszystkim, nigdy nie powstrzymywało go to przed kolejnymi wyprawami ze mną.
Takich osób było wiele... Każda z nich wniosła w moje życie iskierki radości, czystej dobroci, troski i miłości. Ale w tym miejscu nie mogę nie wspomnieć o tych, którzy są ze mną nadal i swoją obecnością uczą ciągle czegoś nowego, potrafią dodać skrzydeł, natchnąć, albo zwyczajnie uszczęśliwić.
O tych, którzy wytrzymują ze mną na co dzień, a na moje wynurzenia nie odpowiadają jakimiś sloganami i dyrdymałami, tylko rzeczowo, niejednokrotnie dowcipnie i inteligentnie stawiają mnie do pionu. O tych, dzięki którym wróciłam do pisania, bo swoją obecnością na nowo obudzili  we mnie wrażliwość i umiejętność malowania uczuć za pomocą słów. A także o tych, którzy patrząc na mnie z boku, dostrzegają we mnie to, o istnieniu czego dawno już zapomniałam, przypominając jednocześnie o tym, że pod  skorupą twardej, zimnej i nieprzystępnej baby, skrywa się delikatna i wrażliwa kobieta .
Te osoby są dla mnie jak iskierki, których obecność jest niezbędna, by dodać mojemu życiu blasku i uroku, by w codziennej gonitwie, pośpiechu, powierzchowności i grze pozorów, móc odnaleźć prawdziwą siebie. I dlatego pragnę im w tym miejscu podziękować za to, że są ze mną, obok mnie, albo, że przyznają się do znajomości z taką jedną blondynką, która czasem ma swoje wizje świata i niewyparzoną "gębę" , ale która potrafi docenić  ich obecność i być wdzięczna za każdą wspólną chwilę.

P.S. Są jeszcze takie osoby, dzięki którym mam tzw. "twardą dupę" , ale to są raczej gromy z jasnego nieba, a nie iskierki, i o nich napiszę w mniej nastrojowym czasie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

Przewrotność losu

Książkowe drogowskazy