Przejdź do głównej zawartości

"Szkoda, że w życiu nie ma takich przycisków jak: przewiń, cofnij, zatrzymaj "

Miało być o babskich wieczorach, o chwilowej beztrosce, filtrowaniu z przypadkowymi kolesiami przy barze, o uwalnianiu seksapilu i subtelnym uwodzeniu przypadkowo napotkanych mężczyzn, o promilach dodających odwagi i wydobywających szczerość, o wracaniu nad ranem do domu wywijając trzymanymi w dłoni szpilkami ... Miało być, ale nie dzisiaj, może kiedyś. Przy bardziej  optymistycznej aurze, po kolejnym babskim, całonocnym wypadzie .
Dzisiaj, zainspirowana, dotknięta, a wręcz porażona treścią  wpisu na Facebooku, którym zatytułowałam dzisiejsze moje wynurzenia,  porzuciłam temat lekki i przyjemny na rzecz rozmyślań troszkę cięższego kalibru, a mianowicie o tym, które z chwil w moim życiu mogłyby trwać wiecznie.
Patrząc wstecz, stwierdzam ze zdziwieniem, że momenty, które kiedyś wydawały mi się jakieś szczególnie istotne, ważne, przełomowe, żeby nie powiedzieć wiekopomne, z perspektywy czasu bledną, gubią się w gąszczu wspomnień i nie mają takiego znaczenia jakiego nadawałam im przed laty. To, co wydawało mi się tak istotne, do czego usilnie dążyłam lub co osiągnęłam, napawając dumą moich rodziców, albo podbudowując swoje wygłodniałe pochwał i pochlebstw ego,  stało się nic nieznaczącymi wydarzeniami, do których moja pamięć nie wraca. Ja też specjalnie nie staram się wracać do tych momentów, bo i po co? Nie wnoszą nic, nie wzruszają, nie sprawiają, że serce bije mocniej, a w brzuchu szaleje tysiące motyli, nie wywołują uśmiechu ani tęsknoty za tym, by takie chwile trwały i trwały w nieskończoność.
Ale na szczęście mam kilka takich w swojej głowie, do których wracam, kiedy mam wrażenie, że moje życie jest szare i nijakie. Są to na przykład momenty "zapatrzeń " w oczy kogoś, kto nadaje sens wszystkiemu, takich zapatrzeń, od których kręci się w głowie, szumi w uszach, robi się gorąco i chce się tak zostać już na zawsze. Zapatrzeń, które obezwładniają i zatrzymują wszechświat, których magiczne oddziaływanie odczuwam nadal z taką samą intensywnością.
Uwielbiam też wracać do tej jedynej w moim życiu chwili, w której zostałam mamą. Kiedy pierwszy raz przytuliłam córeczkę, miałam wrażenie, że mam w moich ramionach ucieleśnienie miłości, czułości i doskonałości. A w dniu, kiedy pierwszy raz usłyszałam z jej ust: " Kocham Cię mamusiu", stałam się najszczęśliwszą mamą na świecie. Często wracam myślami także do tych wydarzeń, które stanowiły ziszczenie się moich marzeń, które potwierdziły moją naiwną wiarę w to, że wszystko jest możliwe i które udowodniły, że nawet najbardziej szalone i niewyobrażalne rzeczy mogą się stać, czasem ot tak, jakby za pomocą czarodziejskiej różdżki.
Takie właśnie chwile przypominają mi o tym, że oprócz złych, bolesnych, rozczarowujących,  irytujących i podcinających skrzydła momentów, przeżyłam także wiele tych wspaniałych, niesamowitych, niespodziewanych, niewyobrażalnie pięknych i szczęśliwych. I tak sobie myślę - może  to dobrze, że nie ma takich magicznych przycisków, bo zamiast czekać z niecierpliwością i ciekawością na to, co przyniesie kolejny dzień, żyłabym przeszłością, celebrowałabym każdą piękną, ale minioną już chwilę i przeoczyła te, które mają dopiero nadejść.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pozwolić listopadowi być listopadem

Jako że listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy i wolałabym albo go przespać w wygodnym łóżku, albo wyjechać do jakiegoś skąpanego w słońcu i cieple zakątka świata, moja aktywność życiowa spada w tym czasie do minimum. Ograniczam się do wykonywania niezbędnych czynności, bez niepotrzebnych zrywów, gwałtownych ruchów, radykalnyh zmian i bez entuzjazmu. Po prostu wegetuję. Taki czas... Nie wiem czy wpływ ma na to fakt, że wychodząc z domu do pracy jest jeszcze ciemno, a wracając  już się zmierzcha, a listopadowe dni składają się tylko z pobudki i zasypiania? Czy może to ogólny marazm, wchodzenie w stan zimowania świata przyrody czy po prostu jakieś zmęczenie? Stwierdzam, że nie lubię listopada w tym roku i już. Po prostu.  Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Naprawdę. Rozpalałam świece zapachowe, ale przyprawiały mnie o senność i ból głowy. A poza tym szybkość ich wypalania, nie szła w parze z szybkością uzupełniania zasobów, więc na dłuższą metę mało to ekonomiczny spos...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...

Być kokietką, być kokietką...

I w tym oto wpisie wyjdzie ze mnie megiera, zazdrośnica i babsko wredne, które nie potrafi docenić  starań przedstawicielek płci pięknej zarówno w rzucaniu uroków na bogu ducha winnych i nieświadomych mężczyzn, ani wszelkich prób zwrócenia na siebie ich uwagi, ani nawet  kompleksowych i zmasowanych działań mających na celu uczynienia z nich potencjalnych wielbicieli, a wręcz czcicieli kobiecego piękna. Z racji tego, że matka natura poskąpiła mi filigranowej budowy ciała, wrodzonego uroku, wdzięku i subtelności, wychodząc zapewne z założenia, że limit tego typu przymiotów został wyczerpany wciągu trzech pierwszych miesięcy 1981 roku, od zawsze z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których aparycja stanowiła kwintesencję kobiecości. A uczucie to potęgowało się z chwilą, kiedy takie idealne istoty potrafiły umiejętnie rozsiewać swój czar i urok na otaczających je chłopaków. Niestety, ja tak nigdy nie miałam i przyznaję, że przemawia teraz przeze mnie frustracja i poczucie kr...