Przejdź do głównej zawartości

Na przekór prozie

Dziś będę odczarowywać szarość i zwyczajność dni, skrzekliwą i płytką rzeczywistość, płaskość i pobieżność codzienności. Dziś będzie poetycko, dekadencko albo przynajmniej bardziej lirycznie, tak dla odreagowania, zatrzymania, zasłuchania, zadumania ...

*** 25.11.2015
Moje myśli oplatają twoje dłonie
Tworzysz z nich światy
I ślesz je do mnie
Zaklęte w słowach
Zamknięte w obrazach...
Uwięź mnie w nich!
Przenieś do swoich dłoni!
A potem uwolnij
Szeptem
Pieszczotą
Dotykiem
I nakaż zostać w sobie
Jak najsłodsze wspomnienie.

*** 23.07.1999
Uciekłam stamtąd, gdzie wspomnieniami
Wybrukowane ulice,
Gdzie niebo jest tym niebem,
Pod którym ty i ja tak blisko.
Skąd nadzieja rozbiegła się
W cztery strony świata,
Gdzie tyle niedopowiedzianych słów
Zaplątało się między nami.
Uciekłam, ale tu nie jest lepiej...
Szum drzew - twój głos,
Błękit twoich oczu ciągle nade mną...
I tylko teraz, kiedy tak pada,
wiem ile łez,
Ile czasu
Dla pozorów zmarnowałam.

"Zaklęcie samotnego ego" 12.07.2000
Rzeczywistość mych pragnień
Niknie w czekaniu...
To jak letarg trwa,
Ale ty odwrócisz zaklęcie
samotnego ego
I powrócę
z głową pełną życia.
Przyrzekam,
Że wtedy śmierć nie będzie
Wyglądać moimi oczami
Przyrzekam,
Że przez me usta
Nie przemknie choćby echo
Samobójcy
Tylko już wróć
I odwróć to zaklęcie.


"Powroty" 12.07.2000
W krzywym zwierciadle
Moich pragnień
Łzy i uśmiech zmieniły znaczenia,
Krzyczą milczeniem nieme usta,
A brak reakcji na codzienność
Twoim brakiem tłumaczę.
Buduję mur obojętnością zwany,
Ale ty go powalisz,
Gdy wrócisz w objęcia Anioła Śmierci...
...gdy wrócisz w moje ramiona.

***
Toczą się dni przeze mnie i toczą
Smutkiem oczy zasłonią
Serce lękiem wymoszczą
Niewiarą umysł zasieją.
Toczą się noce przeze mnie i toczą
Ciało samotnością obleką
Łzami ból skroplą
Dłonie chłodem zwiążą.
Toczą się świty przeze mnie i toczą
Nadzieję zwątpieniem przepędzą
Miłość zabiją realnością
Żal ciszą wykrzyczą
A mnie nienawiścią ochrzczą.














 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pozwolić listopadowi być listopadem

Jako że listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy i wolałabym albo go przespać w wygodnym łóżku, albo wyjechać do jakiegoś skąpanego w słońcu i cieple zakątka świata, moja aktywność życiowa spada w tym czasie do minimum. Ograniczam się do wykonywania niezbędnych czynności, bez niepotrzebnych zrywów, gwałtownych ruchów, radykalnyh zmian i bez entuzjazmu. Po prostu wegetuję. Taki czas... Nie wiem czy wpływ ma na to fakt, że wychodząc z domu do pracy jest jeszcze ciemno, a wracając  już się zmierzcha, a listopadowe dni składają się tylko z pobudki i zasypiania? Czy może to ogólny marazm, wchodzenie w stan zimowania świata przyrody czy po prostu jakieś zmęczenie? Stwierdzam, że nie lubię listopada w tym roku i już. Po prostu.  Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Naprawdę. Rozpalałam świece zapachowe, ale przyprawiały mnie o senność i ból głowy. A poza tym szybkość ich wypalania, nie szła w parze z szybkością uzupełniania zasobów, więc na dłuższą metę mało to ekonomiczny spos...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...

Być kokietką, być kokietką...

I w tym oto wpisie wyjdzie ze mnie megiera, zazdrośnica i babsko wredne, które nie potrafi docenić  starań przedstawicielek płci pięknej zarówno w rzucaniu uroków na bogu ducha winnych i nieświadomych mężczyzn, ani wszelkich prób zwrócenia na siebie ich uwagi, ani nawet  kompleksowych i zmasowanych działań mających na celu uczynienia z nich potencjalnych wielbicieli, a wręcz czcicieli kobiecego piękna. Z racji tego, że matka natura poskąpiła mi filigranowej budowy ciała, wrodzonego uroku, wdzięku i subtelności, wychodząc zapewne z założenia, że limit tego typu przymiotów został wyczerpany wciągu trzech pierwszych miesięcy 1981 roku, od zawsze z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których aparycja stanowiła kwintesencję kobiecości. A uczucie to potęgowało się z chwilą, kiedy takie idealne istoty potrafiły umiejętnie rozsiewać swój czar i urok na otaczających je chłopaków. Niestety, ja tak nigdy nie miałam i przyznaję, że przemawia teraz przeze mnie frustracja i poczucie kr...