"Nikt nie wyjdzie stąd żywy"

Słowami Jim'a Morrison'a witam nadejście nowego roku. I nie przywołuję tego cytatu po to, aby nieść hiobowe wieści, pesymizm czy negatywną energię. Nie chcę marudzić, narzekać, utyskiwać i zrzędzić. Nie mam zamiaru skarżyć się na niesprawiedliwy los, wspominać stracone szanse i użalać się nad sobą. Nie! Chcę po prostu wyrazić swój zachwyt nad życiem - nad tym mgnieniem czasu,  tymi pięcioma minutami tylko dla mnie, nad chwilą, w której jestem i która nigdy się nie powtórzy. Bo wszystko jest dane mi tylko na moment, a ja żyję w złudnym poczuciu, że tak będzie zawsze. I zapominam o ulotności, o tym, że jutro może mnie nie być...
Pod koniec roku poruszyła mnie wiadomość o śmierci człowieka - legendy, Lemmy'ego Kilmister'a z zespołu Motorhead. Jego głosem i muzyką zaraził mnie mój mąż. Niepowtarzalny klimat utworów zespołu Motorhead towarzyszył nam w różnych momentach naszego związku, a nasz ulubiony kawałek pt. " God was never on your side" pojawił się nawet w oprawie muzycznej płyty z naszego wesela. Największym marzeniem mojego męża było to, aby pojechać na ich koncert i osobiście, na żywo usłyszeć Lemmy'ego... Niestety, to marzenie się już nie spełni. Najbardziej smutne jest to, że mieliśmy szansę na spełnienie tego marzenia, kiedy w ubiegłym roku zespół Motorhead grał koncert w Warszawie. Ale odpuścilismy ... Bo brak funduszy, bo za daleko, bo może następnym razem... Jak się okazało następnego razu nie będzie. Koniec. Kropka. Nic z tego. Złapałam się na tym, że podobny mechanizm postępowania powielam, ilekroć mam szansę zrobić coś, czego skrycie pragnęłam, o czym gorąco marzyłam i z całego serca chciałam. Szukam wymówek - nie teraz, bo są ważniejsze sprawy, może później, w bardziej sprzyjających okolicznościach... Ale koniec z odkładaniem życia na potem, koniec z planowaniem, co zrobię, gdy odchowam córkę, gdy znajdę lepszą pracę, gdy będę miała więcej czasu. Żyję tu i teraz, a tego mojego wyimaginowanego "potem" może nie być. Nikt nie da mi gwarancji na to, że w zdrowiu i szczęściu dożyję starości. Dlatego muszę nauczyć się korzystać z tego, co mam w tej chwili, w tej minucie, w tym dniu i na tym etapie, na którym właśnie się znajduję. Nauczyć się wykorzystywać każdą daną mi chwilę. Nie patrzeć na to, co pomyślą inni, co powiedzą i jak zareagują. Żyć tu i teraz, korzystając z tego, co mam wokoło, ciesząc się tym, co posiadam, kochając tych, którzy nie wyobrażają sobie życia beze mnie i spełniając swoje marzenia teraz, dopóki mam na to szansę. Bo bez względu na to, jak przeżyję dany mi czas, kiedyś przyjdzie mi odejść, a nie chcę na końcu mojej historii mieć poczucia rozgoryczenia, rozczarowania, że przecież miałam tyle rzeczy zrobić, tyle marzeń spełnić, tyle planów zrealizować, a tu zaskakuje mnie meta, kres... Przecież miało być moje upragnione "potem", " kiedyś ", "później". Dlatego zamieniłam czas przyszły w teraźniejszy, żyję tak, by niczego nie żałować, pokonuję strach i robię rzeczy, o których marzę. Bez względu na zdanie innych i moje uprzedzenia... Bo przecież i tak  "nikt z nas nie wyjdzie stąd żywy ".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

Przewrotność losu

Książkowe drogowskazy