Przejdź do głównej zawartości

Płycizna emocjonalna

Nie lubię monotonii. Marazmu. Zastania. Pozornego spokoju. Mielizny. Jednostajności. Bezruchu. Jak byłam młodsza, wydawało mi się, że poukładane, stabilne życie to szczyt moich marzeń. Uporządkowany dzień, kolejne zadania do wykonania, ład w głowie i ład w życiu - ordnung muss sein i mam szczęście zagwarantowane. Wygoda i pewien rodzaj komfortu psychicznego oraz materialnego sprawiają, że człowiek się rozleniwia. Osiada na nieruchomych wodach i wydaje mu się, że jest panem świata. Codziennie tapla się w swoim bagienku, pogrążają się w coraz większej mieliźnie. Bez wyzwań, bez wstrząsów, bez tej jednej iskry, która potrafi wzniecić emocjonalne pożary, staje się  postronnym obserwatorem życia. Nie kreatorem rzeczywistości, nie głównym uczestnikiem, ale biernym, czekającym na nie wiadomo co, człowieczkiem. Może dla wielu ludzi spokój i stabilizacja to największe szczęście? Może budowanie swojego świata na pozorach, lęku przed nieznanym, czy strachu przed tym, co ludzie powiedzą, jest pewnego rodzaju schronieniem przed samym sobą? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Każdy ma prawo żyć tak jak chce. I ja pragnę żyć po swojemu. Nie spokojnie, nie bojaźliwie, bez polotu, bez wyzwań, uniesień i bez upadków. Nie chcę osiąść na emocjonalnej płyciźnie, może wygodnej, ale jakże nudnej, przewidywalnej i jałowej. Po różnych perypetiach i doświadczeniach stwierdzam, że czuję się spełniona, szczęśliwa i usatysfakcjonowana, kiedy życie funduje mi egzystencjalny skok na bungee. Kiedy, targana emocjami, przeżywam wszystko intensywniej. Kiedy rozsadza mnie euforia, albo kiedy dopada mnie smutek bezdenny. Moja natura potrzebuje ekstremalnych przeżyć, żebym mogła funkcjonować w każdym aspekcie mojego życia. Dlatego szukam chwil szczęścia wszechogarniającego, ale nie uciekam przed tym, co boli. Korzystam z szans na dobrą zabawę, ale wiem, kiedy ta zabawa ma się skończyć. Nie boję się siebie i tego, co siedzi w mojej głowie, bo wiem, że to moje koło ratunkowe przed uczuciową płycizną, która skazuje na wegetowanie. A ja uwielbiam czuć, że żyję!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sześć lat później

Tego dnia nie zapomnę nigdy. I o tej porze roku, już zawsze będę wracać do momentu, w którym zmieniło się wszystko. Nie wymarzę wspomnień, chociaż o wielu rzeczach chciałabym zapomnieć. Nie odetnę się od tego, co było, bo to część mnie... I pamiętam każdego dnia o wielkiej miłości, której dane mi było doświadczyć, o miłości, której nic ani nikt nie zastąpi. *** wszystko mija tylko ta tęsknota wraca nieproszona toczy się łzą po policzku  wyziera z wyblakłego dnia oprósza szarością wschód słońca jestem tu nadal bez ciebie niczym ptak śniący o nieboskłonie niczym ptak w klatce *** szukam ciebie zadzieram głowę podnoszę wzrok ku niebu krzykiem wołam do ciebie gdzie jesteś dlaczego słyszę tylko ciszę chcę cię czuć przy sobie potrzebuję twojego ramienia niech odgrodzi mnie  od pustki mego serca czy spoglądasz na moją nieudolną  próbę trwania nie słyszę nie czuję nie widzę  ciebie nie chcę żeby nie było niczego *** nie znam zaklęcia które mogłoby zawrócić czas nie mam mocy ...

Pozwolić listopadowi być listopadem

Jako że listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy i wolałabym albo go przespać w wygodnym łóżku, albo wyjechać do jakiegoś skąpanego w słońcu i cieple zakątka świata, moja aktywność życiowa spada w tym czasie do minimum. Ograniczam się do wykonywania niezbędnych czynności, bez niepotrzebnych zrywów, gwałtownych ruchów, radykalnyh zmian i bez entuzjazmu. Po prostu wegetuję. Taki czas... Nie wiem czy wpływ ma na to fakt, że wychodząc z domu do pracy jest jeszcze ciemno, a wracając  już się zmierzcha, a listopadowe dni składają się tylko z pobudki i zasypiania? Czy może to ogólny marazm, wchodzenie w stan zimowania świata przyrody czy po prostu jakieś zmęczenie? Stwierdzam, że nie lubię listopada w tym roku i już. Po prostu.  Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Naprawdę. Rozpalałam świece zapachowe, ale przyprawiały mnie o senność i ból głowy. A poza tym szybkość ich wypalania, nie szła w parze z szybkością uzupełniania zasobów, więc na dłuższą metę mało to ekonomiczny spos...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...