Nie lubię monotonii. Marazmu. Zastania. Pozornego spokoju. Mielizny. Jednostajności. Bezruchu. Jak byłam młodsza, wydawało mi się, że poukładane, stabilne życie to szczyt moich marzeń. Uporządkowany dzień, kolejne zadania do wykonania, ład w głowie i ład w życiu - ordnung muss sein i mam szczęście zagwarantowane. Wygoda i pewien rodzaj komfortu psychicznego oraz materialnego sprawiają, że człowiek się rozleniwia. Osiada na nieruchomych wodach i wydaje mu się, że jest panem świata. Codziennie tapla się w swoim bagienku, pogrążają się w coraz większej mieliźnie. Bez wyzwań, bez wstrząsów, bez tej jednej iskry, która potrafi wzniecić emocjonalne pożary, staje się postronnym obserwatorem życia. Nie kreatorem rzeczywistości, nie głównym uczestnikiem, ale biernym, czekającym na nie wiadomo co, człowieczkiem. Może dla wielu ludzi spokój i stabilizacja to największe szczęście? Może budowanie swojego świata na pozorach, lęku przed nieznanym, czy strachu przed tym, co ludzie powiedzą, jest pewnego rodzaju schronieniem przed samym sobą? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Każdy ma prawo żyć tak jak chce. I ja pragnę żyć po swojemu. Nie spokojnie, nie bojaźliwie, bez polotu, bez wyzwań, uniesień i bez upadków. Nie chcę osiąść na emocjonalnej płyciźnie, może wygodnej, ale jakże nudnej, przewidywalnej i jałowej. Po różnych perypetiach i doświadczeniach stwierdzam, że czuję się spełniona, szczęśliwa i usatysfakcjonowana, kiedy życie funduje mi egzystencjalny skok na bungee. Kiedy, targana emocjami, przeżywam wszystko intensywniej. Kiedy rozsadza mnie euforia, albo kiedy dopada mnie smutek bezdenny. Moja natura potrzebuje ekstremalnych przeżyć, żebym mogła funkcjonować w każdym aspekcie mojego życia. Dlatego szukam chwil szczęścia wszechogarniającego, ale nie uciekam przed tym, co boli. Korzystam z szans na dobrą zabawę, ale wiem, kiedy ta zabawa ma się skończyć. Nie boję się siebie i tego, co siedzi w mojej głowie, bo wiem, że to moje koło ratunkowe przed uczuciową płycizną, która skazuje na wegetowanie. A ja uwielbiam czuć, że żyję!
Tego dnia nie zapomnę nigdy. I o tej porze roku, już zawsze będę wracać do momentu, w którym zmieniło się wszystko. Nie wymarzę wspomnień, chociaż o wielu rzeczach chciałabym zapomnieć. Nie odetnę się od tego, co było, bo to część mnie... I pamiętam każdego dnia o wielkiej miłości, której dane mi było doświadczyć, o miłości, której nic ani nikt nie zastąpi. *** wszystko mija tylko ta tęsknota wraca nieproszona toczy się łzą po policzku wyziera z wyblakłego dnia oprósza szarością wschód słońca jestem tu nadal bez ciebie niczym ptak śniący o nieboskłonie niczym ptak w klatce *** szukam ciebie zadzieram głowę podnoszę wzrok ku niebu krzykiem wołam do ciebie gdzie jesteś dlaczego słyszę tylko ciszę chcę cię czuć przy sobie potrzebuję twojego ramienia niech odgrodzi mnie od pustki mego serca czy spoglądasz na moją nieudolną próbę trwania nie słyszę nie czuję nie widzę ciebie nie chcę żeby nie było niczego *** nie znam zaklęcia które mogłoby zawrócić czas nie mam mocy ...
Komentarze