Potwory

Wyrosłam z historii o duchach, wampirach i wilkołakach. Nie boję się już ciemności, ani tego, co może czaić się pod łóżkiem, za szafą czy w ciemnym kącie (na tym etapie jest moja córka).  Lubię za to thrillery, mroczne kryminały ... ale dzisiaj nie będzie o książkach, o ostatnio przeczytanych powieściach i literacko-estetycznych uniesieniach. Dzisiaj będzie o potworach, które potrafią nieźle skomplikować życie, zburzyć pieczołowicie budowane poczucie bezpieczeństwa, pozbawić energii życiowej i odebrać nadzieję na to, że kiedyś jeszcze zaświeci słońce... Chcę opowiedzieć o potworach, które tworzymy sami, którymi straszymy innych i które, niekiedy, przejmują nad nami kontrolę.
Dorosłość ma to do siebie, że narzuca nam pewne zachowania, a rzeczywistość wymaga od nas odpowiedzialności, siły, zdecydowania i odwagi. A my staramy się za wszelką cenę sprostać tym wszelkim wymaganiom i pokonywać wszystkie trudności. Tylko zapominamy, że gdzieś w środku nas, pod tą skorupą superbohaterów codzienności, skrywają się różne obawy, wątpliwości, niepewność, kompleksy i lęki. Siedzą sobie cichutko, przyczajone i obserwujące z uwagą nasze poczynania, by w odpowiedniej chwili, wyskoczyć jak królik z kapelusza, albo pajac z pudełka. I straszyć. Najpierw cicho skrobią pojedynczymi myślami, potem osaczają ich potokiem, by w końcu opanować nas całkowicie - potwory codzienności: brak pewności siebie, wiary w swoje umiejętności, samotność, niespełnienie, wypalenie, stagnacja... Każdy z nas ma w sobie takiego potwora. I tylko od nas zależy czy pozwolimy mu urosnąć, rozwinąć się i przejąć kontrolę nad naszym życiem.  Nie jest to łatwe i przyjemne, bo tak łatwo zrzucić ciężar naszych niepowodzeń na niesprzyjające okoliczności, na nieodpowiednich ludzi wokół, na pecha, tudzież milion innych przeszkód, które nie pozwoliły nam być takimi  jakimi chcieliśmy być i w miejscu, które sobie wymarzyliśmy. Obwiniamy zatem wszystkich dookoła za swoje niepowodzenia, rozterki i niespełnione marzenia. Potwory przejmują kontrolę, a my szukamy ucieczki.  Alkohol, przypadkowy sex, powierzchowne związki, narkotyki, pracoholizm... wszystko to daje nam złudne i krótkotrwałe poczucie, że wszystko jest w porządku, że mamy kontrolę nad naszym życiem, a przede wszystkim nad sobą. Ale to fałszywe poczucie, prowadzące do katastrofy. A niestety, te właśnie drogi ucieczki na skróty są najczęściej wykorzystywane...
Ja też mam swoje potwory. Ale z nimi umiem sobie radzić. Gorzej wychodzi mi walka z potworem, który pojawił się u kogoś bliskiego. Potwora, który odbiera chęć do życia, działania, do bycia ... Potwora zwanego chorobą, który atakuje znienacka i rozkłada emocjonalnie nie tylko ogarniętą nią osobę, ale także wszystkich wokół. Jakiś czas temu myślałam, że mogę walczyć z tym potworem, że sił wystarczy mi za nas dwoje... Ale kiedy kolejny raz sparaliżowana strachem czuwałam z telefonem w dłoni, by w krytycznym momencie zadzwonić po pogotowie, kiedy mijał kolejny wieczór pełen milczenia, i bezruchu, zdałam sobie sprawę z tego, że muszę się poddać. Nie pokonam czegoś, z czym nie ma sił walczyć osoba zainteresowana... Na tego potwora jestem skazana, ale uczę się go oswajać, czasem udaje mi się nawet go przechytrzyć. Proste to nie jest i chyba nigdy nie będzie, ale to dobrze... Dzięki temu wiem, że wcale nie jestem taką słabą, niesamodzielną i zagubioną kobietką. I najważniejsze: żadne potwory mi nie straszne, nawet te, o których jeszcze nie wiem, ale wiem, że czają się za przysłowiowym rogiem. Bo zdając sobie sprawę z ich istnienia mogę z pełną świadomością nucić mój ulubiony utwór zespołu Iron Maiden pt. " Fear Of The Dark":
Fear of the dark, fear of dark
 I have a constant fear that
Something's always near
Fear of the dark, fear of the dark,
I have a phobia that someone's always there..."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

Przewrotność losu

Książkowe drogowskazy