Przejdź do głównej zawartości

"To właśnie ja..." subiektywnie o płycie "Forever Child "

Zachwyciłam się. Tak zwyczajnie. Po prostu. Wtedy, gdy po raz pierwszy w stacji radiowej były prezentowane utwory z nowiutkiej płyty Agnieszki Chylińskiej. A było to w listopadzie. Już wtedy wiedziałam, że muszę mieć ten krążek, a mój mąż miał z głowy problem, co kupić mi pod choinkę.
Czym zachwyciła mnie właśnie ta płyta? Odpowiedzi jednej nie ma, bo Agnieszkę Chylińską jako artystkę cenię już od dawna, a jednak w moim zbiorze płyt, jak dotąd nie zagościła. Dopiero "Forever Child". Nie jest to płyta łatwa, lekka i przyjemna. Dla uszu, nieprzyzwyczajonych do mocnych brzmień, może być zbyt agresywna. Niektóre kawałki nasuwają skojarzenia ze stylistyką i brzmieniem zespołu Prodigy, część jest bardzo elektroniczna, ale są też bardziej delikatne i liryczne utwory. Ale nie chcę rozpisywać się o muzycznych zawiłościach i niuansach, bo nie jestem żadnym znawcą, krytykiem muzycznym czy wykwalifikowanym recenzentem. Muzyka broni sie sama, a mi taki rodzaj brzmień bardzo odpowiada. To, czym zachwyciła mnie płyta, to warstwa słowna. Wymowa. Sens. Głębia ukryta w prostych zdaniach. W niesamowitym ładunku emocjonalnym. A przede wszystkim w tym, że w każdym z utworów zamieszczonych na tej płycie odnajduję siebie. Każdy z dziesięciu kawałków składających się na tę płytę jest solidną dawką różnorodnych uczuć, gwałtownych emocji, najgłębiej skrywanych pragnień, ale przede wszystkim wyznaniem. I właśnie dzięki takiej formie  łatwo odnalazłam się w tej niesamowitej opowieści o kobiecie, która pragnie kochać, która walczy o miłość i chce podążać za swoim pragnieniem. Agnieszka Chylińska, autorka tekstów, stworzyła niezwykłą opowieść o trudnej miłości, o odrzuceniu, niezrozumieniu, zdradzie, ale także o potrzebie bliskości, szczerości, podążaniu za głosem serca i walce, jaką trzeba stoczyć, aby uwolnić się od toksycznych relacji i powrócić to tego, co prawdziwe, głębokie i szczere.
Punktem wyjścia całej historii jest utwór pierwszy pt. "Klincz". Jest to niezwykle mocny utwór, pełen złości, żalu i desperacji. Uczucie, które kiedyś uskrzydlało stało się jarzmem, uściskiem, z którego tak trudno się uwolnić.  Stało się szkodliwe, osaczające, niszczące i pozbawiające energii życiowej.
"Dlaczego tu zostałeś?
Brak mi powietrza
Nie mogę już oddychać
I nie mogę przestać ...
Może jednak miałeś rację
Że nie kochałam cię
A może trzeba było mocniej
Żebrać o twój gest".
Zwątpienie i zniechęcenie prowadzą do smutnej konkluzji, że jednak zbyt mało dałam od siebie i dlatego miłość zmieniła się w obojętność.  "Borderline" - drugi utwór - to doskonały zapis emocji kogoś, kto próbuje podjąć walkę o uczucie, o odbudowanie dawnych relacji, o zdobycie pewności, że nie wszystko jeszcze stracone, że jeszcze warto zrobić cokolwiek...
"Czy jesteś tam?
Czy widzisz mnie?
Czy chcesz tu być?
Czy tego chcesz?
Ja tego chcę."
Tytuł utworu jest bardzo wymowny i podkreśla chaos i niepewność kogoś, kto staje przed trudnym zadaniem - przekroczeniem pewnej granicy i zawalczenie o siebie.
 Utwory "Rozpal mnie" i "Jak dawniej" są bardzo emocjonalnie naładowanym zapisem pragnień kobiety, która doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak było kiedyś, a z czym musi się mierzyć dzisiaj.
"I tylko jedno, jedno wiem, że nigdy nie zapomnę
Tego co dałeś mi...
I tylko jedno, jedno wiem, chcę kochać nieprzytomnie,
Blisko tak z Tobą być
Tylko mnie rozpal tak jak nikt."
Odwołuje się do wspomnień, wraca do czasów, w których było dobrze, aby skonfrontować je z chwilami, w których osamotnienie i smutek przelewają czarę goryczy i prowokują do zmian.
"Ja nie chcę
Tak dalej żyć
Ranisz tylko
Nie dajesz  nic...
Ja nie chcę tak dalej żyć
Wciąż przy tobie sama być..."
Dlatego nie dziwi mnie to,  że następny utwór to "Królowa łez ". Bo kiedy miłość pozostaje bez odpowiedzi, kiedy pragnienie bliskości pozostaje bez odzewu, kiedy szukając kogoś, kto wypełniłby pustkę, "przywieram do obcych ust" to pogrążam się w coraz większym żalu i smutku. Ale walczę. I to jest najpiękniejsze w tej płycie. Pomimo zniechęcenia, żalu i chwilowego zwątpienia, pojawia się tzw. emocjonalny kopniak, który popycha dalej, każe walczyć, "ocalić życie mimo strat" i wszystko zmienić. Utwór ten wydaje się być punktem kulminacyjnym, momentem zwrotnym  historii, po którym następuje stopniowe, bardzo powolne ukojenie. "KCACNL" jest szczerym wyznaniem tego wszystkiego, co boli, co sprawia, że ciężko jest być z kimś kogo się nie lubi, ale kogo się, mimo wszystko, kocha. Jest to dla mnie przewrotny utwór, który bardzo prosto oddaje charakter skomplikowanych relacji między kobietą, a mężczyzną i w którym kryje się pewna determinacji:
"Może przyjdzie taki dzień
 że  i ja  i ty będziemy jedno
Wtedy będzie wszystko jedno
Może przyjdzie taki dzień
Ale dzisiaj i teraz mówię
Nie!"
Dalsza opowieść jest łagodną i czułą prośbą skierowaną do mężczyzny. "Mona Lisa twoich snów" - jest drugim najbardziej lirycznym i sensualnym kawałkiem pośród całej dziesiątki. (najlepszy jest pod tym względem "Fajerwerk"). Musiałam go przesłuchać kilka razy, aby przemówił do mnie tak mocno jak pozostałe.  Ale to chyba dlatego, że jednak jakaś rockowa część mnie się zbuntowała, zaskoczona taką piosenką. Ale jak już "przetrawiłam" ten kawałek odkryłam w nim niezwykłą głębię:
"Możesz jeszcze wszystko zmienić
Bo to był tylko sen...
Ona leży obok potrzebuje cię...
Wszyscy tu jesteśmy miłością
Ważne, by nie czekać z czułością".
Po tak delikatnym i subtelnym przekazie pojawia się, dla równowagi, ciężki brzmieniowo i emocjonalnie utwór "Zostaw". Jest to pewnego rodzaju żądanie postawione komuś, od kogo wymaga się jednoznacznej deklaracji - "jeśli dla nas dzisiaj jest za późno to zostaw mnie.
A jeśli dla nas jeszcze coś jest ważne to ocal mnie."
Uwielbiam taki zestaw emocji  - mocno, konkretnie i dosadnie. "Zostaw" jest jednym z moich ulubionych utworów na tej płycie, podobnie jak "Fajerwerk" i ostatni utwór "Kiedy przyjdziesz do mnie".  Oba są stonowane, ale "Fajerwerk" jest delikatniejszy.  Wydaje mi się, że stanowi on swego rodzaju podsumowanie całego albumu mieszczące się w słowach:
"Bliżej mi do gwiazd...
Żyję nadzieją cały czas
Wolę zginąć dla miłości".
Delikatność i poetyckością tych słów uderzyła mnie już podczas pierwszego przesłuchania, ale ujął mnie także tekst ostatniego utworu:
"Jeśli chcesz kochać
Mocno trwaj
Nawet gdy masz w sercu żal
Niech nie przesłania tego nic
Ufaj, że ktoś siłę da".
Prawda, że piękne?
Słuchając płyty "Forever Child" mam wrażenie, że słucham o sobie. Może nie dosłownie, kompletnie i jednoznacznie. Może jestem też w takim momencie mojego życia, że wszystkie emocje, o których śpiewa Agnieszka Chylińska, nie są mi obce? Może pewne przeżycia i wydarzenia doskonale wpisują się w klimat tej płyty? Możliwe też, że teksty utworów doskonale opisują to czego ja nie umiem namalować słowami? A może po prostu to jest dobra płyta i warto poddać się jej czarowi? Myślę, że na wszystkie te pytania odpowiedź jest twierdząca. Ale to moje bardzo, ale to bardzo subiektywne zdanie.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

I w tym oto wpisie wyjdzie ze mnie megiera, zazdrośnica i babsko wredne, które nie potrafi docenić  starań przedstawicielek płci pięknej zarówno w rzucaniu uroków na bogu ducha winnych i nieświadomych mężczyzn, ani wszelkich prób zwrócenia na siebie ich uwagi, ani nawet  kompleksowych i zmasowanych działań mających na celu uczynienia z nich potencjalnych wielbicieli, a wręcz czcicieli kobiecego piękna. Z racji tego, że matka natura poskąpiła mi filigranowej budowy ciała, wrodzonego uroku, wdzięku i subtelności, wychodząc zapewne z założenia, że limit tego typu przymiotów został wyczerpany wciągu trzech pierwszych miesięcy 1981 roku, od zawsze z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których aparycja stanowiła kwintesencję kobiecości. A uczucie to potęgowało się z chwilą, kiedy takie idealne istoty potrafiły umiejętnie rozsiewać swój czar i urok na otaczających je chłopaków. Niestety, ja tak nigdy nie miałam i przyznaję, że przemawia teraz przeze mnie frustracja i poczucie kr...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...

Moja porażka wychowawcza

Kiedy na świecie pojawiła się moja córeczka Dobrochna, oprócz wszechogarniającej radości, macierzyńskiej miłości i gotowości do trudów związanych z przeorganizowaniem dotychczasowego życia, pojawiło się dręczące pytanie o to, w jaki sposób ukształtować tą małą istotkę, aby wyrosła na mądrego człowieka, posiadającego poczucie własnej wartości, ale także mającego szacunek do innych ludzi, ich poglądów i odmienności. Przez prawie osiem rosła moja latorośl pod czujnym okiem kochających rodziców, otwartych na jej szalone pomysły, gotowych udzielić w każdej chwili ( nawet w środku nocy) odpowiedzi na pytania z każdej dziedziny nauki, nawet na te dotyczące teorii chaosu i próbujących wpoić jej podstawowe prawdy o życiu, o tym, że najważniejsza jest miłość, że trzeba ponosić konsekwencje swoich decyzji i że czasem jest trudno, ale nigdy nie wolno się poddawać. Otoczona miłością, zrozumieniem, otwartością, dopingowana, chwalona, gdy na to zasłużyła, karcona, kiedy wymagały tego okoliczności, a...