Zwykła kobieta w niezwykłym miejscu

Zwykłej kobiecie poprzewracało się w główce i zamiast planować świąteczne menu, robić generalne porządki i bożonarodzeniowe ozdoby czy chociażby piec pierniczki, wyruszyła w daleki świat.  Nie było to działanie zaplanowane i dokonane z premedytacją. Ot... splot kilku wydarzeń, decyzji odpowiednich osób, delikatnej namowy współtowarzyszek wyprawy i tak oto 27 listopada 2016 roku, ok. godz. 3 nad ranem wyruszyłam do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. 
Punkt docelowy podróży: Dubaj; 
Czas trwania ekstrawaganckiej wyprawy : 7 dni. 
Wyzwania: pokonanie lęku przed zamknięciem w metalowej puszce i unoszenie się nad ziemią przez ok. 6 godz. lotu, walka z lękiem wysokości, mając w perspektywie podziwianie świata ze 124 piętra Burj Khalifa, walka z tęsknotą i rozłąką.
Koszt podróży: opłaty za hotel i bilet lotniczy uiszczone przez wyższą instancję, której się nie odmawia; wycieczki do Abu Dhabi  - 300 dirhamów oraz safari po pustyni - ok. 275 dirhamów (przelicznik waluty 1:1), bilet na wjazd na Burj Khalifa - ok. 250 dirhamów, bilety na metro, taksówki - koszt ok. 100 dirhamów, wyżywienie: w zależności od apetytu - ok. 150 dirhamów, ale śniadanie było wliczone w cenę hotelu,  pamiątki: w zależności od ilości osób, które chcemy obdarować: ja wydałam ok. 200 dirhamów, ale uwierzcie mi - można wydać o wiele wiele więcej :-).
Moja wyprawa wzbudzała we mnie skrajne emocje: poprzez niedowierzanie (no kurczę, zobaczę miejsca, które oszałamiają swoim pięknem, bogactwem i niesamowitością nawet na zdjęciach ze stron internetowych), strach przed lotem, obawę o to, jak poradzi sobie mój mąż w roli słomianego wdowca,  smutek, że muszę zostawić córeczkę na całe siedem dni, aż do ciekawości i podekscytowania czekającymi mnie wydarzeniami. Miałam cały miesiąc, aby oswoić się z perspektywą spędzenia tygodnia w Dubaju i przygotować rodzinę na moją nieobecność.
Nie ukrywam, podróż była męcząca i stresująca, ale po wylądowaniu na miejscu zostałam uderzona nie tylko falą egzotyki, ale przede wszystkim gorącym powietrzem. Tamtejszy klimat jest bardzo łaskawy dla osób uwielbiających dużą dawkę ciepła, słońca i bezchmurnego nieba, a zwłaszcza tych przylatujących z szarej i ponurej pogodowo Polski.
Moje pierwsze wrażenia po przybyciu do miasta świateł, nowoczesności i przepychu można określić jednym słowem: wow! Mnogość barw, monumentalność wieżowców, rozmach inwestycji, nieustający ruch, szum, ulice tętniące życiem, a przede wszystkim wielonarodowość i wielokulturowość zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Onieśmielona przepychem, luksusem, wysokim standardem pięciogwiazdkowego hotelu, dużym, wygodnym łóżkiem tylko dla mnie i pięknie urządzonymi wnętrzami czekałam na to, czym zaskoczą mnie kolejne dni w tej niezwykłej krainie słońca, palm, piasku i szklanych domów. A tych zaskoczeń było dużo. Przede wszystkim ludzie. Uśmiechnięci, niezwykle mili, ale przede wszystkim otwarci i bardzo skorzy do pomocy. Mieszanina kultur i ras sprawiała, że nie czułam się obco. Pozytywne nastawienie otoczenia przekładało się na to, że łatwiej było mi otworzyć się na nowe wyzwania i obce sytuacje. Najciekawszym pod tym względem doświadczeniem był wjazd do restauracji na 52 piętrze w hotelu Marriott. Zamiast windą dla gości wyjechałam wraz z towarzyszącymi mi osobami windą dla obsługi. Mina kucharza była niezapomniana, a nasze chyba jeszcze bardziej. Najśmieszniejsze było to, że wcale nas nie wyprosił, ale przeprowadził przez kuchnię do restauracji. Był przy tym niezwykle uprzejmy i gotowy do pomocy zagubionym gościom. Oprócz niezliczonych przejawów sympatii, Dubaj zachwycił mnie różnorodnością, umiejętnym i wysmakowanym łączeniem nowoczesności z tradycyjną kulturą i architekturą. Osobiście, najbardziej przypadł mi do gustu stary Dubaj z niezliczoną ilością kramików i sklepików, które kusiły bogactwem wyrobów, przypraw, lokalnych produktów, nęciły zapachem kadzideł, przyciągały wzrok fantastyczną biżuterią, cudownie zdobionymi lampami, figurkami i ubraniami. Będąc w tym zaczarowanym miejscu trzeba nastawić się na zgiełk i tłum, ale naprawdę warto udać się tam i koniecznie potargować się ze sprzedawcami. Oprócz, oczywiście, zakupów ważnym elementem mojej wyprawy było zwiedzanie i podziwianie różnych atrakcji oferowanych przez to niezwykłe miejsce. Wieczorne pokazy fontann niedaleko Burj Khalifa, widowiskowe iluminacje świetlne na najwyższym budynku świata czy sam wjazd na 124 piętro, dostarczyły mi niezwykłych emocji i pozwoliły zachwycić się nad zmysłem technicznym tworzących je ludzi. Wieczorny spacer przez Dubaj Marinę - luksusowej części Dubaju (chociaż jak dla mnie to całe miasto można określić tym przymiotnikiem) pełnej najnowocześniejszych wieżowców mieszczących się przy kanale, na którym zacumowane były najbardziej niesamowite jachty, jakie kiedykolwiek dane było mi widzieć, sprawił, że przez moment poczułam się jak w bajce. Ogromna liczba wrażeń i bodźców była jednak dla mnie męcząca i nie ukrywam, w pewnym momencie zatęskniłam za zwyczajnością i prostotą. Rozmach, monumentalizm i perfekcja zaczęły mnie osaczać i zwyczajna kobieta poczuła się zmęczona. Na szczęście w planach była wycieczka do Abu Dhabi i pustynne safari.
Wyprawa do położonego ok. 2 godz. jazdy busem od Dubaju Abu Dhabi przypadła w dzień narodowego święta (2 grudnia), jakim było zjednoczenie Emiratów. Naszym przewodnikiem okazał się Egipcjanin Osama, płynnie i pięknie posługujący się polszczyzną, której nauczył się podczas półrocznego kursu w Kairze. Podkreślić należy fakt, że nigdy nie był w Polsce, chociaż jego wymowa, akcent oraz umiejętne operowanie deklinacjami, mogłyby sugerować coś zupełnie przeciwnego. Najbardziej niesamowitym momentem tej wyprawy była wizyta w największym meczecie. Najwięcej emocji wzbudziła we mnie kontrola odpowiedniego stroju kobiet. Obowiązkowo nakryta głowa, długie rękawy i długie, ale nie obcisłe spodnie. Po zaakceptowaniu wizerunku i odzienia można było udać się do meczetu. Miejsce to jest magiczne, piękne i fascynujące. Byłam tam o zachodzie słońca, więc wrażenia były bardziej spektakularne. Barwy przenikające przez otaczającą plac kolumnadę, biel ścian i złote elementy zdobnicze stworzyły bajkowy więc obraz, który mnie zachwycił i zauroczył. Samo wnętrze meczetu jest ogromne, bardzo bogato zdobione i misternie wykończone. Ogromna frajda dla dekoratorów wnętrz i fascynatów tej sztuki. Podczas tej wycieczki poczułam, że Zjednoczone Emiraty Arabskie to nie tylko nowoczesność Dubaju, ale są takie miejsca, w których można poczuć atmosferę i klimat historycznych miejsc. Kolejną atrakcją, który wywołała we mnie eufotyczny wręcz nastrój było safari po pustyni samochodem terenowym, zakończone kolacją na pustyni z pokazem derwiszy oraz tańcem brzucha. Szalona jazda po wydmach, z zachodzącym słońcem w tle była fantastyczna, ale tylko dlatego, że wcześniej zaaplikowałam sobie lek na chorobę lokomocyjną. Bez tego, przy pierwszym lepszym wzniesieniu zwróciłabym zawartość żołądka. Na szczęście obyło się bez sensacji i mogłam dać się ponieść szalonej, szybkiej i dzikiej jeździe. Po trwającej około pół godziny eskapadzie, podobnej do jazdy na kolejce górskiej (albo i gorzej), przerwie na podziwianie zachodu słońca (rudy piasek i ciepłe barwy robią niesamowite wrażenie), trafiliśmy do miejsca, w którym nie tylko mieliśmy zjeść kolację, ale mogliśmy zrobić sobie tatuaż z henny, zapalić sziszę i przywdziać tradycyjne stroje. Ze wszystkiego, oczywiście, skorzystałam. Po kolacji zostaliśmy uraczeni pokazem tańca derwiszy (uściślając - jeden, ale za to jaki!!!). Wirujący przez ponad 15 minut mężczyzna, który oprócz szybkiego obracania się wokół własnej osi, wykonywał różne sztuczki, był nie lada atrakcją. Już samo patrzenie na niego powodowało zawroty głowy, a że był niezwykle przystojny, tym bardziej mogło się zakręcić w głowie niejednej kobiecie. Po tym emocjonującym pokazie był taniec brzucha wykonywany przez dosyć skąpo ubraną tancerkę, więc i panowie mieli coś dla siebie. Kolacja na pustyni była przesycona atmosferą egzotyki i niezwykłości. I muszę stwierdzić, że bardziej gustuję w tego typu atrakcjach niż w kontemplowaniu przepychu i wielkości nowoczesnych budynków. Zwyczajna kobieta lepiej odnajduje się w piasku pustyni, miejscach uduchowionych i kuszących orientalną atmosferą niż w luksusowych wnętrzach, w których razi sterylność, a przepych przytłacza.
Kiedy nadszedł dzień wylotu, moją duszą targały sprzeczne uczucia: z jednej strony żal mi było opuszczać to cieplutkie miejsce, a z drugiej, niesamowicie zatęskniłam za moimi bliskimi. Do tego jeszcze wpadłam w małą panikę wywołaną czekającym mnie lotem.  Na szczęście wszystko przebiegło bez niespodzianek i wylądowałam na polskiej ziemi, która przywitała mnie śniegiem i mrozem. Nie zszokowała mnie zbytnio amplituda temperatur pomiędzy 35 stopniami na plusie w Dubaju, a 12 stopniami na minusie w Sanoku, ponieważ niesiona radością z ujrzenia córeczki i męża, pragnęłam tylko znaleźć się w moim kochanym mieszkaniu. Powitana z radością i czułością stwierdziłam, że jednak nie jestem istotą podróżniczą, a wypady dłuższe niż weekendowe bez moich najbliższych, kompletnie nie są w moim stylu.
Moja dubajska przygoda była niezwykłym zrządzeniem losu, czymś tak nieoczekiwanym i niesamowitym, że do tej pory trudno mi uwierzyć w to, że oto ja, prosta kobieta, była w tak niezwykłym miejscu. Ogrom wrażeń i przeżyć, mnogość doświadczeń i wielobarwność tego egzotycznego świata, sprawiły, że bardziej doceniłam miejsce, w którym żyję codziennie. To jest mój świat, prosty i zwyczajny, z niedociągnięciami i niedoskonałościami, ale z ludźmi, którzy sprawiają, że jest piękniej i barwniej.  A niesamowity Dubaj jest tylko wspomnieniem, miejscem, które będę podziwiała na zdjęciach i opowiadała o nim swoim wnukom.

Widok z samolotu



Na śniadanie - do wyboru do koloru
Restauracja w hotelu
Hotel Westin Dubai, Al Habtoor City
Wygodne łóżka...
W recepcji stoi mój wymarzony fotel

Zeszłam po tych schodach tylko nie wieczorową porą i nie w sukni balowej
Uwielbiam takie wnętrza
Pyszne...
Podziwiając widoki z okna ...

Taka ładna wanna
Pokaz fontann przy Burj Khalifa

Barwna wersja Burj Khalifa
Orientalna kuchnia w zasięgu ręki

Cudeńka
Ręcznie malowane


Cudeniek ciąg dalszy

Widok na Dubaj
Piwo na 52 piętrze ze mną w tle
Widok na Marinę z 52 piętra


Burj Al Arab
Nawet się komponuję z tym napisem
Marina Dubai
Atlantis Hotel, Jumeirah Palm
Pustynne klimaty


Bajecznie...




Zachód słońca przy Hotelu Atlantis
Radość i beztroska
Zaskakujący widok


W morskiej pianie
Ten strach w oczach
Plaża, morze i muszelki



Moc aromatów w jednym miejscu
Na 124 piętrze
Na 124 piętrze cz. II
Odrobina luksusu
I jeszcze szczypta luksusu


Rój motyli
Królestwo wielbłądów
W świątecznym nastroju


I znowu cudeńka
I jeszcze cudeńka
At the Top


Złote marzenia
Architektoniczny zawrót głowy
Takie sobie zdjęcie


W hotelu
Nie w moim stylu
Na 124 piętrze
Z mistrzem mowy polskiej (i to nie chodzi o mnie)


Błyskotki
Schowek dla książkomaniaczki
Robi wrażenie



Hotel jak z bajki
Mogłabym mieć mały jacht...
Hotelowy basen


Wzburzona...
To też nie w moim stylu
W meczecie
Pięknie
Cudnie
Wersja z chustą
Klimatycznie
Tacy mili panowie i ja
Kolejny basen hotelowy
Prawie fotomontaż...
Niczym w baśniowej krainie

To lubię!
Rajd po pustyni
Szisza i ja

Prawie jak celebrytka


Wieczorową porą na pustynnej imprezie
Taki miły Arab
Dobre było...


Goście na trasie
A to kto?

Mój pierwszy tatuaż
Tajemniczo
W największym centrum handlowym świata



Zima w Dubaju
Obowiązkowe punkty do zobaczenia: centrum Dubaju, wieczorny pokaz fontann, świetlne iluminacje na budynku Burj Khalifa, wjazd na 124 piętro najwyższego budynku świata (wjazd windą zajmuje ok. 1 min. i jest bardzo łagodny dla wnętrzności - nawet żołądek pozostaje na swoim miejscu), Dubai Mall, Dubai Marina nocą - polecam wizytę w restauracji na 52 piętrze hotelu Marriott - piwo średnie, ale widok niesamowity, Abu Dhabi, a zwłaszcza meczet, pustynia o zachodzie słońca, zaułki Dubaju ze sklepikami, a przede wszystkim plaża w pobliżu hotelu w kształcie żagla i delektowanie się morską bryzą i przyjemnymi widokami męskich torsów,
Wartość duchowa podróży:  przekonałam się, że mogę latać samolotem, ale raczej w wyjątkowych sytuacjach, lęk wysokości mogę pokonać, gdy nie patrzę w dół, język angielski to podstawa, uśmiech pokonuje wszystkie bariery, blondynki są obiektem do fotografowania (dopadło mnie takich dwóch i prosiło o zrobienie sobie z nimi zdjęcia), ubiór to ważna rzecz zwłaszcza, jak lądujesz przypadkiem w hotelowej restauracji z najwyższej półki na piwie, które kosztuje ok. 50 zł za kufel, czasem relaks na basenie daje więcej niż bieganie po kolejnym centrum handlowym, w którym na zakupy nie będzie mnie stać najprawdopodobniej nigdy, jazda bez trzymanki samochodem terenowym jest jednak dla mnie (po zażyciu odpowiednich medykamentów), tradycyjny strój arabskiej kobiety jest niewygodny i trochę w nim gorąco, derwisze są bardzo przystojni, a kierowcy taksówek to świetni konwersanci.
Podsumowując: podróże kształcą, ale nie ma jak w domu. Nawet jeśli trzeba zakasać rękawy i zabrać się ze zdwojoną siłą do ogarnięcia szarej rzeczywistości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

Przewrotność losu

Książkowe drogowskazy