Przejdź do głównej zawartości

Ciemniejsza strona mnie

Dzisiaj będzie mroczniej, ciemniej, bardziej pesymistycznie... Nie dlatego, że coś mi leży na sercu, uwiera duszę czy mąci spokój. Pragnę tylko podzielić się tą moją ciemniejszą stroną z tymi, którzy od czasu do czasu  zaglądają do mojego świata...

Cierpliwość
Bezmiar czekania
zmieszczę w mym sercu,
bo pojemne jest
i przyzwyczajone do tego,
że całą miłość w nim
coś innego zawsze zastępuje.


Pajęczyna
Utkałam pajęczynę samotności.
Misternie utkałam,
jakbym bawiła się
w bycie z tobą
w bycie bez ciebie...
Wcale tego nie chciałam,
lecz twych kroków cisza,
twego głosu milczenie,
twoich dłoni niematerialność
twoich oczu niewidzialność,
twoich ust "bezsmak"
to zbyt wiele ...
nawet jak dla mnie.



Od czekającej
Teraz, gdy milczysz
mój świat rozpierzchł się w niebycie,
Ja - posąg tęsknoty i niepokoju,
Oczy moje wypatrują cienia twych stóp
Kroczących zza linii horyzontu.
Muszę trwać w niecierpliwości uczuć,
Drżąc w środku głuchym łkaniem
Kropel sączącej się miłości.



***
Ty wciąż milczysz...
A we mnie rodzi się ciemność,
W głuchym milczeniu niknie głos,
Ciepła nie zaznaje żaden sen
I niebo z hukiem spada pod stopy.
Ty wciąż milczysz...
A marzenia topią się w codzienności,
Każdy dzień odbija się echem pocałunku,
Każda noc łez bezsennością
i chłodu rozkoszą  Cię oddala.
Ty wciąż milczysz...
I każesz czekać,
bo cierpliwość
jest cnotą...
zapominając,
że obojętność
każe grzeszyć...



***
Mrok wychodzi ze mnie  nocą,
Rozkłada moją siłę na łopatki,
Rozdziera serce ostrzem tęsknoty,
Zaciemnia jasność myśli,
Ogłusza bezdechem snów niewyśnionych.
Mrok wychodzi ze mnie nocą...
Straszy echem słów niewypowiedzianych,
Mrok wychodzi ze mnie nocą,
A wraz z nim Ty...






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pozwolić listopadowi być listopadem

Jako że listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy i wolałabym albo go przespać w wygodnym łóżku, albo wyjechać do jakiegoś skąpanego w słońcu i cieple zakątka świata, moja aktywność życiowa spada w tym czasie do minimum. Ograniczam się do wykonywania niezbędnych czynności, bez niepotrzebnych zrywów, gwałtownych ruchów, radykalnyh zmian i bez entuzjazmu. Po prostu wegetuję. Taki czas... Nie wiem czy wpływ ma na to fakt, że wychodząc z domu do pracy jest jeszcze ciemno, a wracając  już się zmierzcha, a listopadowe dni składają się tylko z pobudki i zasypiania? Czy może to ogólny marazm, wchodzenie w stan zimowania świata przyrody czy po prostu jakieś zmęczenie? Stwierdzam, że nie lubię listopada w tym roku i już. Po prostu.  Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Naprawdę. Rozpalałam świece zapachowe, ale przyprawiały mnie o senność i ból głowy. A poza tym szybkość ich wypalania, nie szła w parze z szybkością uzupełniania zasobów, więc na dłuższą metę mało to ekonomiczny spos...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...

Być kokietką, być kokietką...

I w tym oto wpisie wyjdzie ze mnie megiera, zazdrośnica i babsko wredne, które nie potrafi docenić  starań przedstawicielek płci pięknej zarówno w rzucaniu uroków na bogu ducha winnych i nieświadomych mężczyzn, ani wszelkich prób zwrócenia na siebie ich uwagi, ani nawet  kompleksowych i zmasowanych działań mających na celu uczynienia z nich potencjalnych wielbicieli, a wręcz czcicieli kobiecego piękna. Z racji tego, że matka natura poskąpiła mi filigranowej budowy ciała, wrodzonego uroku, wdzięku i subtelności, wychodząc zapewne z założenia, że limit tego typu przymiotów został wyczerpany wciągu trzech pierwszych miesięcy 1981 roku, od zawsze z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których aparycja stanowiła kwintesencję kobiecości. A uczucie to potęgowało się z chwilą, kiedy takie idealne istoty potrafiły umiejętnie rozsiewać swój czar i urok na otaczających je chłopaków. Niestety, ja tak nigdy nie miałam i przyznaję, że przemawia teraz przeze mnie frustracja i poczucie kr...