Książkowe drogowskazy

Są ludzie, którzy pojawiając się w moim życiu, stali się dla mnie inspiracją, natchnieniem czy wzorem do naśladowania. Ale są również takie książki, które "wpadły" w moje ręce w odpowiednich momentach, stając się odpowiedzią na nurtujące mnie pytania, ukazując nowe sposoby rozwiązania starych problemów albo "otwierały" mój umysł poprzez zupełnie inną perspektywę opisywania rzeczywistości. Bez względu na to czy były to powieści, krótkie eseje czy kilka wersów poezji... Za każdym razem, kiedy wczytywałam się w słowa zawarte na każdej kolejnej stronie,  odkrywałam coś, co porażało mnie swoją prostotą, pięknem i jasnością przekazu,  coś, co trafiało do mojego serca , by pozostać tam już na zawsze. Czasem było to tylko jedno zdanie, niekiedy sama wymowa utworu i poruszane tematy, a niekiedy całe fragmenty, które oddawały moje uczucia, poglądy, albo stanowiły ożywcze tchnienie, otwierając mi oczy, a przede wszystkim serce i umysł na pewne prawdy, z których nie zdawałam sobie sprawy. I najbardziej niezwykłą rzeczą jest to, że każda z tych książek pojawiała się w moim życiu nieprzypadkowo, w odpowiedniej dla mnie chwili, tak jakby sama mnie znajdowała...
Pierwszymi utworami, które z czasem stały się dla mnie wyznacznikiem poetyckiego wyrazu i sposobem na odkrywanie i opisywanie subtelności uczuć były wiersze Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej i Agnieszki Osieckiej. Poezja tych poetek w szczególny sposób przemówiła do mnie w czasie, kiedy wszelkie emocje targały moją dojrzewającą duszą i były odpowiedziami na moje miłostki, zafascynowanie płcią przeciwną, brutalne rozczarowania i wszechogarniające duchowe cierpienia nastoletniej pannicy. Ale przyczyniły się także do tego, że teraz bardziej przemawia do mnie poezja prostych słów, nieskomplikowanych środków artystycznego wyrazu i płynąca prosto z serca, niż ta stworzona z wystudiowanych kombinacji słownych i ekwilibrystycznych zabiegów językowych, "wypruta" z emocji i po prostu "przegadana".
W czasach licealnych trafiłam pod skrzydła polonisty, który poszerzył moje horyzonty literackie i odkrył przede mną pisarzy, których dzieł pewnie nigdy sama nie odnalazłabym na bibliotecznych półkach. Polonista ów, miał rewelacyjny sposób na "rozgadaną" podczas lekcji młodzież, zadając im, w ramach kary, przeczytanie różnych powieści. A ja przez cały rok szkolny zapisywałam skrupulatnie wszystkie tytuły, by podczas wakacji oddać się szaleństwu czytelniczemu. Tak poznałam twórczość Marqueza, którego " Sto lat samotności" stanowi dla mnie jedną z najpiękniejszych opowieści o życiu, Hermana Hesse, Nabokova, Cortazara, ale także Olgi Tokarczuk. To właśnie powieść pt. "Dom dzienny, dom nocny" Olgi Tokarczuk, jest dla mnie opowieścią, która, oprócz tego, że niezwykle mnie zachwyciła, ale również zwróciła moją uwagę na to, że nasze życie jest niczym pajęcza nić tkana nie tylko przeze mnie samą, ale także przez wszystkich tych, których spotykam na swojej drodze. Z tej powieści pochodzą też słowa, które często pojawiają się w mojej głowie, przy różnych okazjach: " Być odłupanym kawałkiem całości, ale pamiętać tę całość. Być stworzonym do śmierci, ale musieć żyć. Być zabitym, ale pozostawać żywym. To właśnie znaczy mieć duszę."
Niezwykle ważnym pisarzem, którego twórczość towarzyszy mi od czasów licealnych jest William Wharton. Przeczytałam wszystkie jego powieści, ale największy wpływ wywarły na mnie "Werniks" , "Niezawinione śmierci", " Rubio" oraz "Spóźnieni kochankowie". Sposób opisywania trudnych, egzystencjalnych tematów oraz umiejętność łączenia brutalności świata z pięknem ludzkich uczuć stał się dla mnie drogą do zrozumienia, że w życiu nie ma tylko bieli i czerni, że to właśnie półcienie składają się na całokształt człowieka. A poza tym na zawsze będę pamiętać słowa z powieści pt. " Niezawinione śmierci" - " Miłość jest kombinacją podziwu, szacunku i namiętności. Jeśli żywe jest choć jedno z tych uczuć, to nie ma o co robić szumu. Jeśli dwa, to może nie jest to mistrzostwo świata, ale blisko. A jeśli wszystkie trzy, to śmierć jest już niepotrzebna : trafiłaś do nieba za życia".
Kolejną książką, która ma szczególne miejsce w moim sercu jest powieść Paulo Coelho pt. "Weronika postanawia umrzeć". Pojawiła się ona w moim życiu w momencie szczególnie trudnym - początek studiów, przerażenie, obawa przed niepowodzeniem, a dodatkowo jeszcze porzucenie przez kogoś, kto miał być "zawsze na zawsze". Dzięki tej książce przestałam bać się tego, co będzie, a zaczęłam cieszyć się każdym dniem. Postawiła mnie do tzw. pionu i pomogła zrozumieć, że jak coś się kończy to zawsze, ale to zawsze po to, by zrobić miejsce na coś nowego i lepszego. Przez kolejne lata, z racji moich studiów czytałam dużo, ale tak naprawdę jedyną lekturą z długiej listy książek, z którymi musiałam się bliżej poznać, która mnie niezwykle poruszyła i dotknęła była powieść Henryka Sienkiewicza pt. "Bez dogmatu". To dzięki niej wpadłam na pomysł mojej pracy magisterskiej (o dekadentyzmie, samotności i alienacji). To historia głównego bohatera ukazała mi to, jak niszczące jest poczucie bezsensu i jak bolesna jest niemożność znalezienia tej iskry, która nadaje sens ludzkiemu życiu. Ta powieść ( moja ulubiona, jeśli chodzi o twórczość Henryka Sienkiewicza) stanowi dla mnie przestrogę przed powierzchownym i "lekkim" prześlizgiwaniu się po życiowych zakrętach.
Niezwykle ważną dla mnie powieścią jest "Polka" autorstwa Manueli Gretkowskiej. Książka traktująca, w wielkim skrócie, o niespodziewanej ciąży i różnych perypetiach z tym faktem związanych, uświadomiła mi jak niezwykle trudna jest świadoma decyzja o posiadaniu dziecka. Ja, dorosła kobieta, w wieku odpowiednim do urodzenia potomka, nie chciałam o tym słyszeć. Chciałam zrobić doktorat, wykładać na uczelni, a nie tkwić w pieluchach i kaszkach. Na szczęście pojawiła się "Polka", która nie gloryfikuje ciąży, nie stawia przyszłej matki na piedestale świętości, ale po ludzku, często, bez lukrowania  i bardzo szczerze oddaje wszystkie uroki bycia w brzemiennym stanie: " Bo tak to wygląda: z przodu brzuch, a ja za nim, spiesząca się, żeby nadążyć z uczuciami, z planami na życie". Zmieniła mnie ta powieść. Inaczej spojrzałam na swoje życie i mając w pamięci historię "Polki" stałam się mamą - ( nie zapominam, oczywiście, o niezaprzeczalnym udziale mojego męża w tym stawaniu się matką).
I jest jeszcze jedna książka, o której chcę wspomnieć. Pojawiła się niedawno, jakby przestroga, znak ostrzegawczy przed tym, co dzieje się wokoło. " Zdrada" Paulo Coelho. Powieść może nie tak porywająca, jak wspomniana wcześniej " Weronika...", ale dotknęła mnie w szczególny sposób. Uświadomiła mi, że próbując spełnić swoje egoistyczne pragnienia bycia zauważonymi, pożądanymi i uwodzonymi, możemy stracić to wszystko, co budowaliśmy z taką pieczołowitością, że dla chwilowej fizycznej fascynacji kimś drugim nie warto obracać w gruz i pył swoje dotychczasowe życie.
Nie wiem, na jaki kolejny drogowskaz książkowy natknę się w przeszłości, ale mam nadzieję, że, jak zwykle, zaprowadzi mnie na właściwą, życiową ścieżkę, a słowa, które mnie zachwycą i zainspirują staną się moim kołem ratunkowym na różne egzystencjalne burze i zawieruchy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Być kokietką, być kokietką...

Przewrotność losu