Przejdź do głównej zawartości

Wyższa szkoła włazidupstwa

Najpierw był tzw. lizus pospolity.  W szkole podstawowej,  a może nawet w przedszkolu, można było zauważyć jednostki, które nadrabiały braki w edukacji służalczą postawą wobec nauczycieli. Jeśli nie było to uciążliwe dla otoczenia, można było takiego delikwenta zignorować i robić swoje.  Potem pojawił się zaawansowany lizus,  który nie tylko pragnął usilnie zabłysnąć, ale robił to kosztem szkalowania innych w oczach osób mających wpływ na różne dziedziny życia. Każdy z tych typów od zawsze budził moją odrazę, jakiś wewnętrzny dyskomfort oraz zdumienie nad brakiem podstawowych zasad moralnych. Jednak wstrząsu egzystencjalnego doznałam niedawno, kiedy przyszło mi skonfrontować mi moje wyobrażenie o zasadach współpracy z ludźmi z panującymi wokół mnie zwyczajami. Od zawsze bowiem, uczono mnie, że liczy się jakim jesteś człowiekiem, a przede wszystkim w jaki sposób traktujesz innych. Jak się jednak okazuje,  w dzisiejszych realiach ta wiedza jest niepraktyczna, niepotrzebna i zbyt staroświecka. Teraz, aby odnaleźć się w społeczeństwie i zaznaczyć w nim swoją egzystencję,  trzeba uprawiać lizusostwo pod przeróżnymi postaciami.
Można na przykład, jeśli nie ma się swojego zdania i poczucia własnej godności, przytakiwać komuś wyżej postawionemu w hierarchii społecznej, stając się lizusem-przytakiwaczem.  Przytakiwanie takie, nawet najbardziej kuriozalnym i abstrakcyjnym pomysłom, staje się sposobem na to, aby się przypodobać i aby się, broń Boże, nie wychylić poza ustalone schematy, a tym samym, by nie urazić kogoś, od kogo może zależeć dalsza spokojna posadka, tudzież może nawet awans.
Można także znaleźć sobie tzw. "osła", który mając większą wiedzę, ale za to poziom lizusostwa zerowy, nie tylko wykona ciężką i żmudną robotę, ale jeszcze ucieszy się, że był pomocny. A potem taki typ lizusa-wyzyskiwacza biegnie w te pędy, by rozgłaszać swe sukcesy, zbierać pochwały, uwielbienie i spijać tzw. śmietankę.
Jest jeszcze możliwość bycia lizusem-włazidupkiem, który wiedząc dobrze o tym, że nie zabłyśnie intelektem, błyskotliwymi pomysłami czy umiejętnościami, zrobi dosłownie wszystko inne, byle tylko zaistnieć w oczach kogoś ważnego. Wszystko tzn. nie tylko będzie przytakiwać i wyzyskiwać, ale skupi się przede wszystkim na oczernianiu tych, którzy mogą stać mu na przeszkodzie w osiągnięciu zamierzonego celu. Lizus-włazidupek to najgorszy typ. Niby miły i wyluzowany, chce się szybko zaprzyjaźnić i wejść w kręgi towarzyskie,  a tak naprawdę nasłuchuje i zbiera informacje, które wykorzystuje w najmniej oczekiwanym momencie. To taka wyższa szkoła włazidupstwa, do której, niestety, uczęszcza coraz więcej ludzi wokòł mnie. I choć zdałam już  w swoim życiu wiele egzaminów, to egzaminu w takiej szkole, nie zaliczyłabym nigdy, nawet po intensywnych korepetycjach.
A w związku z tym, że nie kwalifikuję się do żadnej z tych grup i jestem wyalienowaną jednostką, która nie musi nikomu udowadniać swojej wartości, mogę być sobą, nawet wtedy, gdy innym to nie w smak, mogę spojrzeć sobie w oczy bez wstydu i z szacunkiem, a przede wszystkim mogę mieć głęboko w poważaniu to czy ktoś mnie lubi czy nie !

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pozwolić listopadowi być listopadem

Jako że listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy i wolałabym albo go przespać w wygodnym łóżku, albo wyjechać do jakiegoś skąpanego w słońcu i cieple zakątka świata, moja aktywność życiowa spada w tym czasie do minimum. Ograniczam się do wykonywania niezbędnych czynności, bez niepotrzebnych zrywów, gwałtownych ruchów, radykalnyh zmian i bez entuzjazmu. Po prostu wegetuję. Taki czas... Nie wiem czy wpływ ma na to fakt, że wychodząc z domu do pracy jest jeszcze ciemno, a wracając  już się zmierzcha, a listopadowe dni składają się tylko z pobudki i zasypiania? Czy może to ogólny marazm, wchodzenie w stan zimowania świata przyrody czy po prostu jakieś zmęczenie? Stwierdzam, że nie lubię listopada w tym roku i już. Po prostu.  Próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Naprawdę. Rozpalałam świece zapachowe, ale przyprawiały mnie o senność i ból głowy. A poza tym szybkość ich wypalania, nie szła w parze z szybkością uzupełniania zasobów, więc na dłuższą metę mało to ekonomiczny spos...

Przewrotność losu

Kiedy byłam młoda i piękna, a było to jakieś 20 lat temu, myślałam, że nie ma nic lepszego niż poświęcić się karierze naukowej, a jeżeli już dane mi będzie założyć z kimś rodzinę, to zrobię to z mężczyzną, który wszystko zaplanuje, zorganizuje i będzie stał na straży bezpieczeństwa i dobrobytu tej najmniejszej komórki społecznej. O jakże wielką naiwnością się wykazałam w moim poprzednim wcieleniu! Jaką głupotą życiową byłam przepełniona i jakże niedojrzałym podejściem do realiów życiowych się kierowałam! Na szczęście jakiś palec boży wskazał mi inną drogę życiową i postawił na mojej drodze człowieka, który nauczył mnie niezależności, samodzielności i radzenia sobie ze wszystkim. Często psioczyłam w duchu na to, że muszę być "herszt-babiszonem" trzymającym w ryzach wszystkie codzienne sprawy, obowiązki i powinności, że nie mogę sobie pozwolić na beztroską egzystencję typu "leżę i pachnę", że muszę kopać się z życiem i brać się z nim za bary każdego dnia. Był to dl...

Być kokietką, być kokietką...

I w tym oto wpisie wyjdzie ze mnie megiera, zazdrośnica i babsko wredne, które nie potrafi docenić  starań przedstawicielek płci pięknej zarówno w rzucaniu uroków na bogu ducha winnych i nieświadomych mężczyzn, ani wszelkich prób zwrócenia na siebie ich uwagi, ani nawet  kompleksowych i zmasowanych działań mających na celu uczynienia z nich potencjalnych wielbicieli, a wręcz czcicieli kobiecego piękna. Z racji tego, że matka natura poskąpiła mi filigranowej budowy ciała, wrodzonego uroku, wdzięku i subtelności, wychodząc zapewne z założenia, że limit tego typu przymiotów został wyczerpany wciągu trzech pierwszych miesięcy 1981 roku, od zawsze z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których aparycja stanowiła kwintesencję kobiecości. A uczucie to potęgowało się z chwilą, kiedy takie idealne istoty potrafiły umiejętnie rozsiewać swój czar i urok na otaczających je chłopaków. Niestety, ja tak nigdy nie miałam i przyznaję, że przemawia teraz przeze mnie frustracja i poczucie kr...